Upiekłam je po raz pierwszy, przyznam szczerze, że z obawą. Oczywiście kuchnia była nieprzygotowana - brak mąki tortowej, co jest już u mnie standardem. Dlatego użyłam pełnoziarnistej mąki pszennej i poszłam "na żywioł". Oryginalnie powinny być w kształcie katarzynek - jak na Katarzynki przystało, ale i tu moje kuchenne wyposażenie zawiodło, więc są serce. Duże i w czekoladzie. Na pocieszenie, na chłodne Dni. Dla tych, którzy są dla nas najważniejsi. Bo cóż może być lepszego niż Serce z Piernika?
Serca z Piernika
* przepis pochodzi z TEJ STRONY
200 g płynnego miodu
1 łyżeczka przyprawy korzennej
100 g cukru pudru - ja dałam połowę
1 łyżka kakao
1 jajko
400 g mąki - jak już wspomniałam użyłam 200 g mąki pszennej pełnoziarnistej
3 łyżeczki proszku do pieczenia
Piekarnik rozgrzac do temp. 190 st.C Do płynnego miodu dodać przyprawy korzennej, kakao, jajko, a następnie mąkę z proszkiem. Zagnieść twarde ciasto, rozwałkować na grubość 5 mm - 1 cm i wykrawać pierniczki. Nie wałkować cieniej, bo pierniczki mogą się przypiec i być twarde. Układać je na blasze w dość dużych odstępach, bo trochę podrosną. Posmarować pierniczki wodą na wierzchu i wstawić do piekarnika. Pieczemy ok. 12-15 minut.
* Jeśli ciasto nie chce się kleić możemy dodać 2 łyżki kwaśnej śmietany, albo jogurtu.
Smacznego !
wtorek, 18 grudnia 2012
niedziela, 16 grudnia 2012
Piernikowe szaleństwo.
Pierniczki mojej Babci
*polecam podwoić porcję - wtedy ilość pierników jest satysfakcjonująca :)
0,5 kg cukru
8 łyżek wody
2 łyżki kawy mielonej
0,5 szkl. wody
2 łyżki smalcu
kostka masła
3 łyżki miodu
6 jaj
ok. 30 g przyprawy korzennej ( użyłam przyprawy własnej produkcji)
cynamon
3 łyżki kakao
1 łyżeczka amoniaku
1 łyżka mleka
mąka
Cukier z wodą rozpuszczamy na karmel. Pamiętamy, że nie wolno mieszać cukru podczas rozpuszczania, bo mogą zrobić się grudki. W tym czasie parzymy kawę i roztapiamy tłuszcze - smalec z masłem. Jeśli cukier jest już skarmelizowany i ma ciemnozłoty kolor, zdejmujemy go z palnika i po chwili dodajemy zaparzoną kawę. Trzeba robić to bardzo ostrożnie, bo karmel bardzo mocno reaguje z gorącą kawą i może pryskać. Następnie do masy dodajemy tłuszcze i mieszamy. Mieszanina musi przestygnąć, zanim zaczniemy dodawać pozostałe składniki. Do chłodnej masy dodajemy miód, korzenie, cynamon, kakao, żółtka jaj i amoniak rozpuszczony w łyżce mleka. Całość mieszamy. Z białek ubijamy pianę, którą następnie delikatnie łączymy z masą piernikową. Na sam koniec dosypujemy mąkę. Celowo nie podałam ilości, gdyż ilość nie jest tu najważniejsza, a konsystencja ciasta. Musi ono być miękkie i plastyczne jak modelina. Wyrobione ciasto posypujemy mąką i odstawiamy do lodówki. Może tam czekać nawet miesiąc, ale wystarczą 2 dni.
Pierniczki pieczemy w temperaturze 185 st.C lub 170 st przy termoobiegu. W piecu nie mogą spędzić więcej niż 8 minut, gdyż staną się bardzo twarde.
Wystudzone dekorujemy według własnej fantazji.
Przechowujemy pierniczki w puszce metalowej ze skórkami jabłek - to pozwoli im szybciej zmięknąć.
Smacznego !
niedziela, 9 grudnia 2012
Domowa Szynka Gotowana
Czas biegnie tak szybko, że gdyby nie padający śnieg - nadal tkwiłabym w październiku. Listopad nie jest moim ulubionym miesiącem, a tegoroczny - na szczęście! - minął bardzo szybko i bezboleśnie. Oczywiście nie zaprzestałam gotować, piec i eksperymentować w kuchni, ale ! Spędziłam sporą część miesiąca poza domem, co w znacznym stopniu mnie ograniczyło. Do rzeczy !
W tak zwanym międzyczasie udało mi się wypróbować przepis na absolutnie obłędną, cudowną i aromatyczną domową wędlinę, czy jak kto woli szynkę. Choć szynka jest tu jak najbardziej uprawnioną formą, gdyż ową wędlinkę z szynkówki się wykonuje, czyli mamy do czynienia z autentyczną, świeżą szynką z dawnych lat.
Przepis jest banalnie prosty, chociaż wymaga cierpliwości - szynka musi swoje odleżeć. A cóż mnie skłoniło do rozszerzenia mojej działalności niczym Manufaktura? Otóż składy i jeszcze raz składy szynek, czy też pseudoszynek dostępnych w sklepach. Konserwanty, wypełniacze, ulepszacze - po co mam się tym faszerować? Ich obecność owszem jest nieunikniona, a ja mam wybór - mogę przygotować ją sama ( oczywiście jeśli posiadam CZAS ! )
Nie będę was dłużej trzymać w niepewności - oto przepis:
Domowa wędlina
oryginał TUTAJ
1 kg szynki- najlepiej ładnej "kulki"
2 ząbki czosnku
Zalewa:
2 l wody
4 ząbki czosnku
1 łyżeczka cukry
5 liści laurowych
1 łyżeczka majeranku
1 łyżeczka chili w proszku
6 ziaren jałowca
1/4 szkl. soli kuchennej
Szynkę natrzeć 2 ząbkami czosnku. Można ją związać - jeśli ktoś potrafi. Owinąć folią i włożyć do lodówki na cala noc.
W dużym, garnku zagotować wodę z przyprawami. Zalewę ostudzić.
Następnego dnia włożyć szynkę do zimnej zalewy i zagotować. Nie gotować dłużej niż 10-15 minut. Szynkę pozostawić w zalewie do wystygnięcia. Można do gotowania dorzucić kilka ziemniaków - jeśli ktoś nie lubi bardzo słonych wędlin. Wchłoną nadmiar soli.
Po wystudzeniu ponownie zagotować szynkę i wystudzić. Wyjąć z zalewy i odczekać aż trochę obeschnie - od razu po wyjęciu z zalewy jest bardziej słona.
Szynka jest soczysta, zwarta i ma biało-szary odcień - zdecydowanie niepodobny do tego, który znamy ze sklepów...
Polecam zdecydowanie !
W tak zwanym międzyczasie udało mi się wypróbować przepis na absolutnie obłędną, cudowną i aromatyczną domową wędlinę, czy jak kto woli szynkę. Choć szynka jest tu jak najbardziej uprawnioną formą, gdyż ową wędlinkę z szynkówki się wykonuje, czyli mamy do czynienia z autentyczną, świeżą szynką z dawnych lat.
Przepis jest banalnie prosty, chociaż wymaga cierpliwości - szynka musi swoje odleżeć. A cóż mnie skłoniło do rozszerzenia mojej działalności niczym Manufaktura? Otóż składy i jeszcze raz składy szynek, czy też pseudoszynek dostępnych w sklepach. Konserwanty, wypełniacze, ulepszacze - po co mam się tym faszerować? Ich obecność owszem jest nieunikniona, a ja mam wybór - mogę przygotować ją sama ( oczywiście jeśli posiadam CZAS ! )
Nie będę was dłużej trzymać w niepewności - oto przepis:
Domowa wędlina
oryginał TUTAJ
1 kg szynki- najlepiej ładnej "kulki"
2 ząbki czosnku
Zalewa:
2 l wody
4 ząbki czosnku
1 łyżeczka cukry
5 liści laurowych
1 łyżeczka majeranku
1 łyżeczka chili w proszku
6 ziaren jałowca
1/4 szkl. soli kuchennej
Szynkę natrzeć 2 ząbkami czosnku. Można ją związać - jeśli ktoś potrafi. Owinąć folią i włożyć do lodówki na cala noc.
W dużym, garnku zagotować wodę z przyprawami. Zalewę ostudzić.
Następnego dnia włożyć szynkę do zimnej zalewy i zagotować. Nie gotować dłużej niż 10-15 minut. Szynkę pozostawić w zalewie do wystygnięcia. Można do gotowania dorzucić kilka ziemniaków - jeśli ktoś nie lubi bardzo słonych wędlin. Wchłoną nadmiar soli.
Po wystudzeniu ponownie zagotować szynkę i wystudzić. Wyjąć z zalewy i odczekać aż trochę obeschnie - od razu po wyjęciu z zalewy jest bardziej słona.
Szynka jest soczysta, zwarta i ma biało-szary odcień - zdecydowanie niepodobny do tego, który znamy ze sklepów...
Polecam zdecydowanie !
wtorek, 23 października 2012
Włoskie pocałunki
Włochy... moje ukochane miejsce na Ziemi, z którego mogłabym nigdy nie wracać. Zachwyca mnie tam wszystko - ulice, architektura, wszechobecne rośliny - nawet na dachach domów - ale przede wszystkim włoski styl życia i zapachy unoszące się za Tobą, gdy spacerujesz wąskimi uliczkami. Jeden z moich znajomych powiedział kiedyś, że już stawiając stopę na włoskiej ziemi nie tylko się zakochujesz, ale i otrzymujesz dodatkowy kilogram :) i coś w tym jest, że nie można się oprzeć zapachom i nie spróbować tych pyszności. Właściwie mogłabym się tu rozpisywać nad kulturą Włochów i ich podejściem do jedzenia, a nawet do samej sprzedaży towarów na targu - widać w nich pasję i pewność, że to co sprzedają jest wyjątkowe. Ale nie o tym miał być ten wpis...
Ja dziś zatęskniłam za Włochami, bo u nas już szaro i mgliście, złota polska jesień dobiega końca - a tam zapewne można jeszcze złapać ostatnie pocałunki słońca. A właśnie pocałunki - wczoraj obejrzałam jeden z odcinków Nigelissimy, nowego programu Nigelli Lawson, gdzie właśnie przygotowywała malutkie deserowe pączki. Nie każdy jest jej fanem - ja jestem :) - ale trzeba powiedzieć, że przepisy są naprawdę ciekawe i jak przystało na Nigelle - nieskomplikowane. I takie też są Włoskie Pocałunki - idealne do popołudniowego espresso -ach ci Włosi :)
Włoskie Pocałunki
na podstawie programu Nigelissima z moimi modyfikacjami
125 g ricotty
1 jajko
łyżka limoncello
ok. 80 g mąki - filiżanka od espresso
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
olej do smażenia
cukier puder do posypania na wierzchu
W miseczce łączymy ricottę z jajkiem - dokładnie mieszamy. Następnie dodajemy limoncello, jajko, oraz mąkę zmieszaną z proszkiem do pieczenia i cukrem. Smażymy w głębokim tłuszczu - dosłownie kilka chwil, pamiętamy o obracaniu pączków, żeby usmażyły się równomiernie. Pączki dość mocno pęcznieją, dlatego lepiej smażyć je partiami. Usmażone pączki układamy na papierze kuchennym, następnie układamy na talerzu i obficie posypujemy cukrem pudrem.
Teraz trzeba już tylko zaparzyć espresso!
Czyż nie proste? :) Smacznego !
Ja dziś zatęskniłam za Włochami, bo u nas już szaro i mgliście, złota polska jesień dobiega końca - a tam zapewne można jeszcze złapać ostatnie pocałunki słońca. A właśnie pocałunki - wczoraj obejrzałam jeden z odcinków Nigelissimy, nowego programu Nigelli Lawson, gdzie właśnie przygotowywała malutkie deserowe pączki. Nie każdy jest jej fanem - ja jestem :) - ale trzeba powiedzieć, że przepisy są naprawdę ciekawe i jak przystało na Nigelle - nieskomplikowane. I takie też są Włoskie Pocałunki - idealne do popołudniowego espresso -ach ci Włosi :)
Włoskie Pocałunki
na podstawie programu Nigelissima z moimi modyfikacjami
125 g ricotty
1 jajko
łyżka limoncello
ok. 80 g mąki - filiżanka od espresso
1 łyżeczka cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
olej do smażenia
cukier puder do posypania na wierzchu
W miseczce łączymy ricottę z jajkiem - dokładnie mieszamy. Następnie dodajemy limoncello, jajko, oraz mąkę zmieszaną z proszkiem do pieczenia i cukrem. Smażymy w głębokim tłuszczu - dosłownie kilka chwil, pamiętamy o obracaniu pączków, żeby usmażyły się równomiernie. Pączki dość mocno pęcznieją, dlatego lepiej smażyć je partiami. Usmażone pączki układamy na papierze kuchennym, następnie układamy na talerzu i obficie posypujemy cukrem pudrem.
Teraz trzeba już tylko zaparzyć espresso!
Czyż nie proste? :) Smacznego !
niedziela, 21 października 2012
Zagubione ciasto mojego Taty
Wolny weekend! Jak to brzmi cudownie (mimo, że weekend się kończy właśnie) ! Z tej radości, że w końcu nic nie MUSZĘ lub POWINNAM nie mogłam dospać. Z reszta jak tu spać, gdy w oczy świeci piękne jesienne słońce? :)
Uwielbiam wstawać wcześnie w weekendy i patrzeć jak Miasto budzi się ze snu. Najbardziej lubię Miasto jesienią - nie tylko ze względu na piękne kolory w parkach, ale przede wszystkim, ze względu na zapach. W powietrzu czuć przyjemny chłód, a wieczorami ma się wrażenie, że w powietrzu delikatnie pachnie już przymrozkiem. Jesień lubię też ze względu na moje ukochane owoce, czyli jabłka. Mam to szczęście, że moje wujostwo posiada ogromny sad, gdzie nie stosuje się żadnych środków chemicznych i oni dostarczają mi jabłek w ilości nadmiernej, więc coś z nimi trzeba robić! Stąd też ciasto - jabłkowo-orzechowe, z daktylami - ciasto jesienne, ale swoim smakiem przywołujące dzieciństwo. Podobne piekł mój Tata, gdy byłyśmy z siostrami przedszkolakami,ale jak tylko okazało się, że same umiemy już upiec ciasto - Tata przepis 'zagubił'.
Zagubione ciasto mojego Taty
4 jajka
1/2 szklanki cukru
2 szklanki mąki
2/3 szklanki oleju
1/2 szklanki posiekanych daktyli
1 szklanka posiekanych orzechów
4-5 jabłek
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka cynamonu
Piekarnik nastawiamy na 165 st. C.
Jabłka obieramy i trzemy na tarce o grubych oczkach. Odstawiamy na później. Mąkę przesiewamy i łączymy z proszkiem, sodą i cynamonem. Oddzielamy białka od żółtek. Białka ubijamy na sztywną pianę, a pod koniec ubijania dodajemy cukier. Następnie dodajemy kolejne po 1 żółtku - czekając, aż się połączy z białkami, a następnie dodajemy olej. Dodajemy część mąki i część jabłek i tak postępujemy do końca - aż skończy się mąka i jabłka. Jeślibyśmy wrzucili od razu całą mąkę to ciasto byłoby zbyt sztywne. Na koniec dodajemy orzechy i daktyle. Ciasto pieczemy 45-55 minut.
Uwielbiam wstawać wcześnie w weekendy i patrzeć jak Miasto budzi się ze snu. Najbardziej lubię Miasto jesienią - nie tylko ze względu na piękne kolory w parkach, ale przede wszystkim, ze względu na zapach. W powietrzu czuć przyjemny chłód, a wieczorami ma się wrażenie, że w powietrzu delikatnie pachnie już przymrozkiem. Jesień lubię też ze względu na moje ukochane owoce, czyli jabłka. Mam to szczęście, że moje wujostwo posiada ogromny sad, gdzie nie stosuje się żadnych środków chemicznych i oni dostarczają mi jabłek w ilości nadmiernej, więc coś z nimi trzeba robić! Stąd też ciasto - jabłkowo-orzechowe, z daktylami - ciasto jesienne, ale swoim smakiem przywołujące dzieciństwo. Podobne piekł mój Tata, gdy byłyśmy z siostrami przedszkolakami,ale jak tylko okazało się, że same umiemy już upiec ciasto - Tata przepis 'zagubił'.
Zagubione ciasto mojego Taty
4 jajka
1/2 szklanki cukru
2 szklanki mąki
2/3 szklanki oleju
1/2 szklanki posiekanych daktyli
1 szklanka posiekanych orzechów
4-5 jabłek
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka cynamonu
Piekarnik nastawiamy na 165 st. C.
Jabłka obieramy i trzemy na tarce o grubych oczkach. Odstawiamy na później. Mąkę przesiewamy i łączymy z proszkiem, sodą i cynamonem. Oddzielamy białka od żółtek. Białka ubijamy na sztywną pianę, a pod koniec ubijania dodajemy cukier. Następnie dodajemy kolejne po 1 żółtku - czekając, aż się połączy z białkami, a następnie dodajemy olej. Dodajemy część mąki i część jabłek i tak postępujemy do końca - aż skończy się mąka i jabłka. Jeślibyśmy wrzucili od razu całą mąkę to ciasto byłoby zbyt sztywne. Na koniec dodajemy orzechy i daktyle. Ciasto pieczemy 45-55 minut.
czwartek, 18 października 2012
Domowa piekarnia
Pieczenie chleba było moim marzeniem - szczególnie takiego na zakwasie. Sama produkcja zakwasu i utrzymanie go w takim stanie, by się nadawał do pieczenia - stanowiło już dla mnie nie lada wyzwanie. Dlaczego? Specyfika mojej pracy powoduje, że często wracam późno, albo wyjeżdżam, a zakwas jakoś nie chce na mnie poczekać :) Ale w końcu się udało ! Kolejnym problemem było znalezienie odpowiedniego przepisu, co okazało się nie lada wyzwaniem. Blogi kulinarne uginają się wręcz od przepisów na chleb, ale po kilku próbach - gdzie efektem była glina zamiast chleba - znów się poddałam, do czasu ! Przepis, którym się chcę z Wami podzielić nie jest oczywiście mój, ale jest sprawdzony i modyfikowany wielokrotnie przeze mnie. Stał się nieodłączną częścią mojego tygodnia - staram się piec ten chleb 2-3 razy w tygodniu. Jest miękki, ale nie nadmuchany; ma ciemno-szary kolor, który pochodzi od zakwasu i rodzaju mąki jaki wybierzecie.
Bardzo chciałam zdążyć na Światowy Dzień Pieczenia Chleba. Chleb był upieczony w tym dniu, ale niestety nie udało się go wrzucić na bloga, dlatego jest dopiero dzisiaj, gdy z kubkiem kawy i w szlafroku mam w końcu chwilę 'dla siebie'.
Chleb pszenny na zakwasie żytnim
*oryginał przepisu jest TUTAJ
500 g mąki pszennej chlebowej 720 ( ja często stosuję mieszankę: 250 g żytniej chlebowej i 250 g pszennej chlebowej lub typu 650)
300 g wody
150 g zakwasu żytniego
8 g drożdży świeżych ( osobiście używam suszonych i daję jakieś 4 g)
łyżeczka soli morskiej
W misce wymieszać mąkę/mąki z drożdżami i solą. Dodać wodę oraz zakwas. Dobrze wymieszać - ciasto będzie klejące i dość ciężkie. Do tej czynności używam KichenAida- jemu zajmuje to minutkę, a ręcznie niestety chwilę dłużej . Ciasto odstawiamy na 2 godziny w ciepłe miejsce żeby wyrosło. Po tym czasie ciasto przekładamy do podłużnej foremki wysmarowanej oliwą.
Ciasto na wierzchu również smarujemy delikatnie oliwą i mąką - dla dekoracji. Przykrywamy ściereczką i czekamy 40-60 minut aż ciasto ponownie wyrośnie. W tym czasie nagrzewamy piekarnik do 210 st. C.,a następie wstawiamy chleb na 40-50 minut.
Chleb najlepiej wyjąć z foremki i odczekać, aż odparuje - ciepły smakuje cudownie z masłem i solą :)
Smacznego!
Bardzo chciałam zdążyć na Światowy Dzień Pieczenia Chleba. Chleb był upieczony w tym dniu, ale niestety nie udało się go wrzucić na bloga, dlatego jest dopiero dzisiaj, gdy z kubkiem kawy i w szlafroku mam w końcu chwilę 'dla siebie'.
Chleb pszenny na zakwasie żytnim
*oryginał przepisu jest TUTAJ
500 g mąki pszennej chlebowej 720 ( ja często stosuję mieszankę: 250 g żytniej chlebowej i 250 g pszennej chlebowej lub typu 650)
300 g wody
150 g zakwasu żytniego
8 g drożdży świeżych ( osobiście używam suszonych i daję jakieś 4 g)
łyżeczka soli morskiej
W misce wymieszać mąkę/mąki z drożdżami i solą. Dodać wodę oraz zakwas. Dobrze wymieszać - ciasto będzie klejące i dość ciężkie. Do tej czynności używam KichenAida- jemu zajmuje to minutkę, a ręcznie niestety chwilę dłużej . Ciasto odstawiamy na 2 godziny w ciepłe miejsce żeby wyrosło. Po tym czasie ciasto przekładamy do podłużnej foremki wysmarowanej oliwą.
Ciasto na wierzchu również smarujemy delikatnie oliwą i mąką - dla dekoracji. Przykrywamy ściereczką i czekamy 40-60 minut aż ciasto ponownie wyrośnie. W tym czasie nagrzewamy piekarnik do 210 st. C.,a następie wstawiamy chleb na 40-50 minut.
Chleb najlepiej wyjąć z foremki i odczekać, aż odparuje - ciepły smakuje cudownie z masłem i solą :)
Smacznego!
niedziela, 7 października 2012
Bella Italia.
W pastach jest coś uspokajającego i kojącego, a z pewnością domowego. Bulgoczący kociołek pełen pomarańczowo-czerwonego sosu i niespodzianek w postaci maleńkich klopsików, zdecydowanie działa jak lek na wszelkie depresje i chandry jesienne. W Włoszech nie spotkałam się z tym daniem w restauracji - pewnie dlatego, że jest to specjalność każdej mammy, i każdy przepis różni się nieznacznie od siebie. Ale podstawa jest ta sama - ciepło pomidorowego sosu i doskonałe maleńkie klopsiki - rozpływające się w ustach.
Pogoda ostatnio nie zachęca do wojaży, spacerów, a nawet wypraw do sklepu. Więc zamykam się w kuchni i lepię klopsiki, próbując odświeżyć zapach Italii we własnej kuchni.
Makaron z pulpecikami po mojemu
oryginalny przepis pochodzi z Nigella Gryzie
porcja dla 6 osób
Pulpeciki:
250 g mielonej wieprzowiny
250 g mielonej wołowiny
1 jajko
2 łyżki świeżo startego parmezanu
1 starty ząbek czosnku
1 łyżeczka suszonego oregano
3 łyżki semoliny albo bułki tartej
duża szczypta czarnego pieprzu
sól
wszystkie składniki mieszamy w dużej misce, a następnie formujemy małe kuleczki. Najlepiej mięso nabierać łyżeczką i z takiej porcji formować pulpeciki. Układamy je na talerzu lub blasze wyłożonej folią spożywczą, a następnie wkładamy do lodówki.
Sos pomidorowy:
1 cebula
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka suszonego oregano
1 łyżka oleju
2 puszki pomidorów
300 ml wody
2 łyżki przecieru pomidorowego
sól pieprz
100 ml pełnotłustego mleka
Cebulę posiekać drobno i wrzucić na rozgrzany olej, dodać oregano. Po chwili dorzucić posiekany czosnek. Podsmażyć, ale nie rumienić. Następnie dodajemy pomidory w puszce i 300 ml wody z przecierem. Całość doprawiamy solą i pieprzem i doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy tak długo, aż sos trochę zgęstnieje, a pomidory się rozpadną. Dolewamy mleko, gotujemy i doprawiamy - to będzie ostatni moment na ewentualne poprawki smaku !
Do gorącego sosu wrzucamy nasze klopsiki, delikatnie pojedynczo, tak by się nie rozpadły. Całość gotujemy ok. 20 minut, do momentu aż klopsiki będą ugotowane w środku.
Całość podajemy z makaronem - najlepiej długim, ale to pozostawiam do dowolnej interpretacji.
Posypujemy startym parmezanem i listkami bazylii.
Smacznego !
Pogoda ostatnio nie zachęca do wojaży, spacerów, a nawet wypraw do sklepu. Więc zamykam się w kuchni i lepię klopsiki, próbując odświeżyć zapach Italii we własnej kuchni.
Makaron z pulpecikami po mojemu
oryginalny przepis pochodzi z Nigella Gryzie
porcja dla 6 osób
Pulpeciki:
250 g mielonej wieprzowiny
250 g mielonej wołowiny
1 jajko
2 łyżki świeżo startego parmezanu
1 starty ząbek czosnku
1 łyżeczka suszonego oregano
3 łyżki semoliny albo bułki tartej
duża szczypta czarnego pieprzu
sól
wszystkie składniki mieszamy w dużej misce, a następnie formujemy małe kuleczki. Najlepiej mięso nabierać łyżeczką i z takiej porcji formować pulpeciki. Układamy je na talerzu lub blasze wyłożonej folią spożywczą, a następnie wkładamy do lodówki.
Sos pomidorowy:
1 cebula
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka suszonego oregano
1 łyżka oleju
2 puszki pomidorów
300 ml wody
2 łyżki przecieru pomidorowego
sól pieprz
100 ml pełnotłustego mleka
Cebulę posiekać drobno i wrzucić na rozgrzany olej, dodać oregano. Po chwili dorzucić posiekany czosnek. Podsmażyć, ale nie rumienić. Następnie dodajemy pomidory w puszce i 300 ml wody z przecierem. Całość doprawiamy solą i pieprzem i doprowadzamy do wrzenia. Gotujemy tak długo, aż sos trochę zgęstnieje, a pomidory się rozpadną. Dolewamy mleko, gotujemy i doprawiamy - to będzie ostatni moment na ewentualne poprawki smaku !
Do gorącego sosu wrzucamy nasze klopsiki, delikatnie pojedynczo, tak by się nie rozpadły. Całość gotujemy ok. 20 minut, do momentu aż klopsiki będą ugotowane w środku.
Całość podajemy z makaronem - najlepiej długim, ale to pozostawiam do dowolnej interpretacji.
Posypujemy startym parmezanem i listkami bazylii.
Smacznego !
poniedziałek, 1 października 2012
Gotuj z Jamie Oliver'em !
To, że jestem zakochana w Jamie'm Oliver'ze to żadna nowość. Jego styl gotowania, a może przede wszystkim styl bycia, powodują, że automatycznie się uśmiecham. Uwielbiam oglądać powtórki jego programów - niektóre znam na pamięć - podobnie jak przepisy. Właściwie nie wiem od czego zaczęła się moja fascynacja jego stylem - tzn. od jakiego przepisu. Natomiast wiem, kiedy narodziła się moja miłość do niego. W dniu kiedy obejrzałam pierwszy raz relację o tworzeniu Fifteens. Jego akcje społeczne są niesamowite - nie wiem skąd on bierze energię na walkę o dobre jedzenie...Ale z pewnością jest jedyny w swoim rodzaju.
Ale! To nie ma być pean na jego cześć. Długo zastanawiałam się nad przepisem, który wybrać do tego wpisu. Padło na lazanię, którą nauczyłam się robić właśnie dzięki Jamie'mu. Tym razem wybrałam przepis z Każdy może gotować. Przepis jest prosty, ale etapowy - robienie lazanii trzeba zaplanować na weekend. Ja swoją robiłam w niedzielę - a właściwe zaczęłam w sobotnią noc od sosu, który gotowałam do 1 w nocy. Czy to już nie zboczenie kulinarne? :)
Lasagne
Jamie Oliver Każdy może gotować
Porcja dla 4-6 osób
Sos bolognese
2 plasterki boczku wędzonego
2 średnie cebule
2 ząbki czosnku
2 marchewki
2 łodygi selera naciowego
oliwa
2 czubate łyżeczki suszonego oregano
500 g dobrej jakości mielonego mięsa wołowego, wieprzowego lub wołowo-wieprzowego
2x 400-gramowe puszki krojonych pomidorów
sól morska i świeżo zmielony pieprz czarny
mały pęczek świeżej bazylii
50 g startego parmezanu
Lasagne
250 g suszonych płatów makaronu lasagne
500 ml kwaśnej śmietany
100 g parmezanu
1 duży, dojrzały pomidor
Boczek kroimy w drobną kostkę. Cebulę, czosnek, seler naciowy i marchewkę obieramy i siekamy lub kroimy na małe części. Nie należy się przejmować kształtem - ważne żeby były drobne. Wybieramy dużą patelnią z wysokim brzegiem, lub garnek żeliwny, wlewamy do niego oliwę ( ja użyłam oleju słonecznikowego) i wrzucamy boczek. Smażymy do uzyskania złocistej barwy, a następnie dodajemy posiekane warzywa. Podsmażamy je ok. 7 minut, aż zmiękną i nabiorą koloru. Następnie dodajemy mięso i pomidory. Do puszek po pomidorach wlewamy wodę, którą następnie dodajemy do mięsa i warzyw. Doprawiamy solą i pieprzem. Odrywamy liście bazylii i chowamy do lodówki, a łodyżki siekamy drobno i dodajemy do sosu. Sos musi się zagotować, a następnie gotujemy go na małym ogniu ok. 45 minut pod przykryciem. Sos należy mieszać od czasu do czasu, gdyż jest dość gęsty i może przywierać do dna.
Po upływie 45 minut sos zdejmujemy z ognia i dodajemy parmezan oraz posiekane liście bazylii ( kilka ładnych małych listków zachowamy do dekoracji).
W tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 190 st. C i jednocześnie wstawiamy wodę na makaron lasagne. Makaron gotujemy w osolonej wodzie z dodatkiem oleju - ale tylko przez 5 minut. Ma zmięknąć, ale nie może się rozgotować ! Po tym czasie odcedzamy go i układamy na półmisku żeby się nie posklejał.
Na dno naczynia układamy jedną trzecią sosu bolognese, na nim układamy płaty makaronu. Na makaronie układamy warstwę z kwaśnej śmietany - tak by dokładnie pokryć płaty.Całość posypujemy delikatnie parmezanem i doprawiamy solą oraz pieprzem. Następnie kładziemy znów sos - i tak powtarzamy do wykończenia składników, pamiętając by na na wierzchu znalazła się kwaśna śmietana. Na ostatnią warstwę układamy pokrojone plasterki pomidora oraz pozostałe listki bazylii. Posypujemy parmezanem.
Naczynie przykrywamy folią aluminiową i wstawiamy do piekarnika na 20 minut. Po tym czasie zdejmujemy folię i pieczemy kolejne 35 minuty, aż nabierze złocistego koloru.
Gotowe - Smacznego !
wtorek, 25 września 2012
Przepisu nie będzie.
Dzisiaj tylko migawki tego, co udało mi się sfotografować - a przepisy uciekły razem ze smakiem.
Jeśli doba rozciągnie się do 48 h, a w pracy będę spędzała nie więcej niż 10 h to wtedy zdążę zapanować nad blogiem i jedzeniem, które tworze. Tak to czasem jest - znika szybciej niż zdążę wyjąć aparat. Ale do rzeczy, a właściwie zdjęć...
P.S. Oczywiście jeśli wyrazicie takie zapotrzebowanie, to przepisy się pojawią - prędzej lub później ;)
Jeśli doba rozciągnie się do 48 h, a w pracy będę spędzała nie więcej niż 10 h to wtedy zdążę zapanować nad blogiem i jedzeniem, które tworze. Tak to czasem jest - znika szybciej niż zdążę wyjąć aparat. Ale do rzeczy, a właściwie zdjęć...
P.S. Oczywiście jeśli wyrazicie takie zapotrzebowanie, to przepisy się pojawią - prędzej lub później ;)
Szwedzkie ciastka owsiane - najlepsze jakie jadłam |
Zupa ze świeżych pomidorów oraz pieczonej papryki |
Kolejne muffiny upieczone dla niespodziewanych gości |
Muffin Gigant - gdy zobaczyłam tę formę w sklepie - musiałam ją mieć ! |
Pasztet z soczewicy - mój ulubiony |
Tarta lotaryńska z przepisu Julii Child |
Malutka tarta z kremowym mascarpone. |
niedziela, 9 września 2012
W malinowym raju
Wakacje mają to do siebie, że niestety zbyt szybko się kończą. Trzeba było wrócić ze słonecznej Chorwacji, spakować do walizki wino, cudowne salami i kamienie - na pamiątkę ! W Polsce lato ponoć ma się też ku końcowi, więc póki jeszcze trwa trzeba je w pełni wykorzystać.
Ciasto, które chcę Wam zaprezentować nie jest mojego autorstwa, ale jego obecność u mnie jest wynikiem rozmów z inną kulinarną blogerką- Kasią . Kiedy tylko zobaczyłam to ciasto na zdjęciach u niej od razu poczułam cudowny zapach pieczonego kokosa, zmieszany ze słodyczą malin. I nie trzeba było nic więcej.
Ciasto dedykuję mojemu M.
300 g mąki
2/3 łyżeczki proszku do pieczenia
200 g miękkiego masła
230 g cukru ( ja dałam 150 g)
100 g wiórków kokosowych
2 duże jajka
500g malin
Nagrzewamy piekarnik do 180 st. C. Mąkę łączymy z proszkiem do pieczenia i cukrem. Miksujemy z masłem na wolnych obrotach w celu uzyskania kruszonki.Odkładamy ok. 50 g kruszonki, a pozostałą część łączymy z jajkami.Powstałe ciasto ma być gęste, ale jednocześnie jednolite. Wiórki kokosowe prażymy na suchej patelni i łączymy z 50 g kruszonki - odstawiamy na 10 minut, by ostygło. Formę 25x25 cm wykładamy papierem do pieczenia i przekładamy do niego ciasto. Na wierzchu układamy 300 g malin, następnie posypujemy kokosową kruszonką. Ciasto wstawiamy do piekarnika na 35 minut. Po tym czasie układamy na wierzchu pozostałe 200 g malin i pieczemy 20 minut. Ciasto po upieczeniu można posypać z wierzchu cukrem pudrem.
Smacznego !
Przepis dodaję do Akcji: "W malinowym chruśniaku"
Przepis dodaję do Akcji: "W malinowym chruśniaku"
środa, 8 sierpnia 2012
Kurki, inaczej.
Czy jest coś smaczniejszego od świeżutkiej, jędrnej i żółciutkiej kurki? Moim skromnym zdaniem, nie!
Nie tylko pachną lasem, ale i smakują. Na moim stole goszczą tak rzadko, że czasem wstyd, ale tu gdzie mieszkam jakoś urosnąć nie chcą. Korzystając z okazji, że wybraliśmy się z Moim Mężczyzną nad morze - ot tak weekendowo - ulitowaliśmy się nad przydrożnymi grzybiarzami, którzy mimo oberwania chmury dzielnie trwali na posterunku usiłując COŚ sprzedać. A było to nie byle co :) Tak to już ze mną jest, że jak tylko zobaczę kurki, no muszę je mieć...
Już w drodze powrotnej myślałam o śniadaniu - co jest zdecydowanie częste:P Jajecznica z kurkami... czyż nie brzmi to obłędnie? Tak, tak wiem :) ale nie będę Wam przecież mówić jak robić najlepsza jajecznicę, bo to chyba każdy wie. Ale kurki można jeść również na inne sposoby, równie smacznie i ciekawie. Ten przepis narodził się z tego, co było w domu oraz z informacji, iż mam odstawić mleko i produkty mleczne na 2 tygodnie. A tak marzyłam o polędwiczkach w sosie śmietanowo-kurkowym... Wyszło równie smacznie, a przy tym i zdrowo.
Dobrze, dość gadania, przystąpmy do gotowania ! :)
Biała kasza gryczana z kurkami
dla 1 osoby
garść świeżych kurek - wybierajmy najlepiej takie małe i średnie, są bardzo smaczne i ładnie wyglądają.
pół cebuli pokrojonej w kostkę
kawałek piersi z kurczaka, pokrojonej w kostkę
pół woreczka kaszy gryczanej białej
olej słonecznikowy do smażenia
masło
sól morska
świeżo mielony pieprz
*do posypania: natka pietruszki, lub inne delikatne zioło u mnie drobne listki oregano
Zaczynamy od wstawienia wody na kaszę, najlepiej ją od razu osolić, bo później się zapomina i kasza wychodzi "nijaka". Kasza gotuje się 20 minut i w tym czasie zdołamy przygotować cały posiłek. W pierwszej kolejności smażymy kurczaka - na oleju słonecznikowym. Rumienimy z obu stron i doprawiamy solą oraz pieprzem (Jeśli mamy dwie patelnie możemy jednocześnie smażyć kurczaka i kurki). Kurki smażymy natomiast na maśle z odrobiną oleju, smażymy je łącznie z cebulą. Również doprawiamy, ale dopiero po chwili.
Odcedzamy kaszę i dodajemy kurczaka oraz kurki z cebulą. Kasza powinna być wilgotna, nie za sypka, bo w innym razie nie połączą się smaki - w ostateczności podlewamy odrobiną wody z gotowania kaszy ( ale podkreślam w ostateczności). Mieszamy razem składniki i wykładamy na talerz. Posypujemy natką lub innym ziołem.
Smacznego :) !
Nie tylko pachną lasem, ale i smakują. Na moim stole goszczą tak rzadko, że czasem wstyd, ale tu gdzie mieszkam jakoś urosnąć nie chcą. Korzystając z okazji, że wybraliśmy się z Moim Mężczyzną nad morze - ot tak weekendowo - ulitowaliśmy się nad przydrożnymi grzybiarzami, którzy mimo oberwania chmury dzielnie trwali na posterunku usiłując COŚ sprzedać. A było to nie byle co :) Tak to już ze mną jest, że jak tylko zobaczę kurki, no muszę je mieć...
Już w drodze powrotnej myślałam o śniadaniu - co jest zdecydowanie częste:P Jajecznica z kurkami... czyż nie brzmi to obłędnie? Tak, tak wiem :) ale nie będę Wam przecież mówić jak robić najlepsza jajecznicę, bo to chyba każdy wie. Ale kurki można jeść również na inne sposoby, równie smacznie i ciekawie. Ten przepis narodził się z tego, co było w domu oraz z informacji, iż mam odstawić mleko i produkty mleczne na 2 tygodnie. A tak marzyłam o polędwiczkach w sosie śmietanowo-kurkowym... Wyszło równie smacznie, a przy tym i zdrowo.
Dobrze, dość gadania, przystąpmy do gotowania ! :)
Biała kasza gryczana z kurkami
dla 1 osoby
garść świeżych kurek - wybierajmy najlepiej takie małe i średnie, są bardzo smaczne i ładnie wyglądają.
pół cebuli pokrojonej w kostkę
kawałek piersi z kurczaka, pokrojonej w kostkę
pół woreczka kaszy gryczanej białej
olej słonecznikowy do smażenia
masło
sól morska
świeżo mielony pieprz
*do posypania: natka pietruszki, lub inne delikatne zioło u mnie drobne listki oregano
Zaczynamy od wstawienia wody na kaszę, najlepiej ją od razu osolić, bo później się zapomina i kasza wychodzi "nijaka". Kasza gotuje się 20 minut i w tym czasie zdołamy przygotować cały posiłek. W pierwszej kolejności smażymy kurczaka - na oleju słonecznikowym. Rumienimy z obu stron i doprawiamy solą oraz pieprzem (Jeśli mamy dwie patelnie możemy jednocześnie smażyć kurczaka i kurki). Kurki smażymy natomiast na maśle z odrobiną oleju, smażymy je łącznie z cebulą. Również doprawiamy, ale dopiero po chwili.
Odcedzamy kaszę i dodajemy kurczaka oraz kurki z cebulą. Kasza powinna być wilgotna, nie za sypka, bo w innym razie nie połączą się smaki - w ostateczności podlewamy odrobiną wody z gotowania kaszy ( ale podkreślam w ostateczności). Mieszamy razem składniki i wykładamy na talerz. Posypujemy natką lub innym ziołem.
Smacznego :) !
piątek, 3 sierpnia 2012
Na słodko i słono.
Obiecałam, że będzie na słodko i na słono. Zaczniemy może na słodko, gdyż ten przepis jest tak banalnie prosty, że deser uda się nawet totalnym amatorom :) Skąd się wziął u mnie? Otóż mam takie małe "zboczenie" - każdy dzień kończę przeglądaniem książek kucharskich, które posiadam w swoim zbiorze. Można by się puknąć w czoło i powiedzieć, że przecież znam je na pamięć, ale tak nie jest... niejednokrotnie mojej uwadze umykają ciekawe przepisy. Z tym było podobnie, bo z pozoru nie zachwyca - ot zwykłe owoce z kruszonką, ale za to jaki jest efekt! Zaskoczył mnie samą i to niejednokrotnie, gdyż zakochałam się w tym przepisie i testuję z różnymi owocami. Poza tym był pretekstem do zakupienia przepięknych niebieskich kokilek :)
A oto i sprawca zamieszania, czyli przepis stworzony na podstawie Kuchni Nigelli Lawson
Owoce pod kruszonką
Podobno na 8 porcji :)
Kilogram owoców - najlepsze są: porzeczki, jagody i agrest
Kruszonka:
200 g maki pszennej - ja używam pelnoziarnistej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
150 g zimnego masła pokrojonego w kostkę
80 g cukru demerara - ale może być również zwykły biały
Przygotowanie tego deseru jest bardzo proste. Wystarczy natłuścić naczynie żaroodporne, przełożyć do niego umyte owoce, a następnie wykonać kruszonkę z podanych składników. Wychodzi idealna :) Piekarnik nagrzewamy do 190 st C i pieczemy 30-45 minut w zależności od piekarnika. Smakuje idealnie samo w sobie, ale oczywiście nie zaszkodzą im dobre lody waniliowy, albo jogurt naturalny.
Drugi przepis pochodzi również od Nigelli i jak na nią jest wyjątkowo pracochłonny. Wiem,że to prawie niemożliwe, ale tak jest. Ale przepis znalazłam później, najpierw pojawił się pomysł. Otóż zaczęło się od mojej mamy, która zapragnęła zjeść świeżą bułkę z dziurką - zwaną inaczej bajglem. Jakże mogłabym nie przyjść jej pomocą? :) Wygrzebałam ten przepis Jak być domową boginią i zabrałam się ochoczo do pracy, chociaż łatwo nie było. Bajgle wyszły zaskakująco dobre i długo utrzymywały świeżość, tzn 2 dni, bo dłużej się nie utrzymały :P
Bajgle
Na 15 sztuk
1 kg mąki pszennej chlebowej - ja użyłam typ 650 - innego nie miałam
1 łyżka soli
7 g drożdży instatnt
2 łyżki cukru
500 ml ciepłej wody lub więcej
2 łyżki cukru do gotowania bajgli
1 łyżeczka sody do gotowania bajgli - ten pomysł zaczerpnęłam od Liski z Whiteplate.
W pierwszej kolejności mieszamy mąkę, sól i drożdże. Najlepiej wziąć dużą miskę, żeby nie zrobić kosmicznego bałaganu :) Następnie łączymy cukier z olejem i wodą, mieszamy i wlewamy do mieszaniny sypkich składników. Ciasto można wyrabiać mikserem z hakiem, ale nie polecam. Jest dość ciężkie i zbite - kiepski mikser może sobie nie poradzić. Ugniatając ciasto cały czas dosypujemy mąkę, aż do całkowitego wyrobienia. W efekcie ciasto powinno być miękkie i elastyczne, a przy tym dość suche. Ciasto przekładamy do miski wysmarowanej olejem i przykrywamy folią spożywczą. Nigella radzi, by ciasto dobrze pokryło się tłuszczem - wtedy też dobrze odchodzi od brzegów naczynia. W tym "mieszkanku" musi wyrosnąć, co powinno mu zająć około godzinki. Narzewamy piekarnik do 190 st C.
Po tym czasie ciasto należy ponownie zagnieść i podzielić na 3 części. Każdą z nich uformować w wałek, który następnie dzielimy na 5 części. Każda z 15 kuleczek musi zmienić się w mały wałek, który okręcamy wokół kciuka i łączymy końce. W ten sposób powstaje słynna dziurka. Teraz bajgle muszą podrosną - jakieś 20 minut powinno wystarczyć. W tym czasie gotujemy duży garnek z wodą, cukrem i sodą. Każdego bajgla należy obgotować. Każdy powinien znajdować się w wodzie 1 minutę - po 30 sekund na każdą stronę. Układamy na blasze i pieczemy 10-15 minut.
Powinny wyjść lśniące :)
Powodzenia i życzę smacznego !
A oto i sprawca zamieszania, czyli przepis stworzony na podstawie Kuchni Nigelli Lawson
Owoce pod kruszonką
Podobno na 8 porcji :)
Kilogram owoców - najlepsze są: porzeczki, jagody i agrest
Kruszonka:
200 g maki pszennej - ja używam pelnoziarnistej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
150 g zimnego masła pokrojonego w kostkę
80 g cukru demerara - ale może być również zwykły biały
Przygotowanie tego deseru jest bardzo proste. Wystarczy natłuścić naczynie żaroodporne, przełożyć do niego umyte owoce, a następnie wykonać kruszonkę z podanych składników. Wychodzi idealna :) Piekarnik nagrzewamy do 190 st C i pieczemy 30-45 minut w zależności od piekarnika. Smakuje idealnie samo w sobie, ale oczywiście nie zaszkodzą im dobre lody waniliowy, albo jogurt naturalny.
Drugi przepis pochodzi również od Nigelli i jak na nią jest wyjątkowo pracochłonny. Wiem,że to prawie niemożliwe, ale tak jest. Ale przepis znalazłam później, najpierw pojawił się pomysł. Otóż zaczęło się od mojej mamy, która zapragnęła zjeść świeżą bułkę z dziurką - zwaną inaczej bajglem. Jakże mogłabym nie przyjść jej pomocą? :) Wygrzebałam ten przepis Jak być domową boginią i zabrałam się ochoczo do pracy, chociaż łatwo nie było. Bajgle wyszły zaskakująco dobre i długo utrzymywały świeżość, tzn 2 dni, bo dłużej się nie utrzymały :P
Bajgle
Na 15 sztuk
1 kg mąki pszennej chlebowej - ja użyłam typ 650 - innego nie miałam
1 łyżka soli
7 g drożdży instatnt
2 łyżki cukru
500 ml ciepłej wody lub więcej
2 łyżki cukru do gotowania bajgli
1 łyżeczka sody do gotowania bajgli - ten pomysł zaczerpnęłam od Liski z Whiteplate.
W pierwszej kolejności mieszamy mąkę, sól i drożdże. Najlepiej wziąć dużą miskę, żeby nie zrobić kosmicznego bałaganu :) Następnie łączymy cukier z olejem i wodą, mieszamy i wlewamy do mieszaniny sypkich składników. Ciasto można wyrabiać mikserem z hakiem, ale nie polecam. Jest dość ciężkie i zbite - kiepski mikser może sobie nie poradzić. Ugniatając ciasto cały czas dosypujemy mąkę, aż do całkowitego wyrobienia. W efekcie ciasto powinno być miękkie i elastyczne, a przy tym dość suche. Ciasto przekładamy do miski wysmarowanej olejem i przykrywamy folią spożywczą. Nigella radzi, by ciasto dobrze pokryło się tłuszczem - wtedy też dobrze odchodzi od brzegów naczynia. W tym "mieszkanku" musi wyrosnąć, co powinno mu zająć około godzinki. Narzewamy piekarnik do 190 st C.
Po tym czasie ciasto należy ponownie zagnieść i podzielić na 3 części. Każdą z nich uformować w wałek, który następnie dzielimy na 5 części. Każda z 15 kuleczek musi zmienić się w mały wałek, który okręcamy wokół kciuka i łączymy końce. W ten sposób powstaje słynna dziurka. Teraz bajgle muszą podrosną - jakieś 20 minut powinno wystarczyć. W tym czasie gotujemy duży garnek z wodą, cukrem i sodą. Każdego bajgla należy obgotować. Każdy powinien znajdować się w wodzie 1 minutę - po 30 sekund na każdą stronę. Układamy na blasze i pieczemy 10-15 minut.
Powinny wyjść lśniące :)
Powodzenia i życzę smacznego !
poniedziałek, 4 czerwca 2012
Kuchnioterapia
Może zabrzmieć to dziwnie, aczkolwiek jest 100% prawdą. Gotowanie traktuję jako terapię ! Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że gotując trzeba być na tym skupionym i nie zaprzątać sobie głowy problemami - szczególnie gdy robimy suflet! Pozwala się odprężyć i oddala od nas wszelkie kłopoty - jesteśmy tylko my i kuchnia. Przynajmniej na mnie to działa. Szczególnie kojąco działa pieczenie chleba. Kto by pomyślał, że w dobie wszechobecnych piekarni będę piekła sama chleb w domu... Ale cóż spójrzmy prawdzie w oczy, przynajmniej wiem co w nim jest... Niestety stajemy się powoli małymi manufakturami zamiast bizneswomen. Inaczej pochłaniamy tony chemii i zupełnie niepotrzebnych nam składników. Ale nie o tym miało być...
Wracając do chleba - tutaj konieczne jest skupienie i spokój. Chleb pieczony w pośpiechu jest mniej puszysty i kiepsko wyrasta. Po prostu potrzebuje naszej uwagi i cierpliwości. Dlatego piekę go w niedzielę - bo mam czas i sama wymagam kuchnioterapii. A ten przepis sprawdza się idealnie i o dziwo należy do mistrzyni skracania czasu spędzanego w kuchni. Oto fiński chleb żytni Nigelli Lawson - najlepszy chleb na drożdżach, jaki piekłam dotychczas.
Fiński chleb żytni
wg przepisy Nigelli Lawson z Jak być domową boginią, z małymi przeróbkami
225 g mąki żytniej typ 720
300 g mąki pszennej chlebowej
300 ml ciepłej wody
7g drożdży suszonych ( ja daję trochę więcej, szczególnie gdy zastępuję mąkę żytnią 720 - pełnoziarnistą)
1 łyżka ciemnego cukru muscavado
2 łyżki masła
0,5 łyżeczki soli
Obydwa rodzaje mąk połączyć i wymieszać z drożdżami oraz solą. Rozpuścić łyżkę masła i cukier. Ciasto można wyrabiać ręcznie, ale ja wolę używać Kitchen Aid'a. Dodajemy stopniowo wodę, a następnie rozpuszczony cukier i masło. Ciasto trzeba wyrabiać około 10 minut - wtedy ładniej rośnie. Po wyrobieniu przekładamy je do miski wysmarowanej oliwą - zwykłą słonecznikową, żeby nie zabiła nam zapachu masła. Miskę przykrywamy folią spożywczą i odstawiamy do wyrośnięcia na 1 godzinę, albo na całą noc do lodówki ( ten sposób jest bardzo przydatny ! ja tak robię najczęściej ). Następnie ciasto należy ponownie wyrobić i uformować pożądany kształt. Ja osobiście uwielbiam okrągłe bochenki, ale z powodzeniem można zrobić podłużne ciasto. Osobiście korzystam z porad Dan'a Lepard'a z Wypiekanie chleba krok po kroku dzięki któremu już powoli dochodzę do kształtu idealnego) Po uformowaniu bochenka należy go odstawić do wyrośnięcia na ok. 1 godz. W tym czasie nagrzać piekarnik do 190 st. C. Mój piekarnik nie ma takiej opcji - ma od razu 195 st. więc nagrzewam do do 180 st. i na ostatnie 5-10 minut podnoszę temperaturę.
Chleb pieczemy ok 45-55 minut, do momentu aż pukając w spód bochenka nie usłyszymy głuchego odgłosu.
Pozostałe masło roztapiamy i smarujemy nim świeżo upieczony chleb - dzięki temu smakuje nieziemsko!
Smacznego !
Wracając do chleba - tutaj konieczne jest skupienie i spokój. Chleb pieczony w pośpiechu jest mniej puszysty i kiepsko wyrasta. Po prostu potrzebuje naszej uwagi i cierpliwości. Dlatego piekę go w niedzielę - bo mam czas i sama wymagam kuchnioterapii. A ten przepis sprawdza się idealnie i o dziwo należy do mistrzyni skracania czasu spędzanego w kuchni. Oto fiński chleb żytni Nigelli Lawson - najlepszy chleb na drożdżach, jaki piekłam dotychczas.
Ten bochenek upiekłam wcześniej i jak widać nie miałam jeszcze wprawy w formowaniu idealnych kształtów ;) |
wg przepisy Nigelli Lawson z Jak być domową boginią, z małymi przeróbkami
225 g mąki żytniej typ 720
300 g mąki pszennej chlebowej
300 ml ciepłej wody
7g drożdży suszonych ( ja daję trochę więcej, szczególnie gdy zastępuję mąkę żytnią 720 - pełnoziarnistą)
1 łyżka ciemnego cukru muscavado
2 łyżki masła
0,5 łyżeczki soli
Obydwa rodzaje mąk połączyć i wymieszać z drożdżami oraz solą. Rozpuścić łyżkę masła i cukier. Ciasto można wyrabiać ręcznie, ale ja wolę używać Kitchen Aid'a. Dodajemy stopniowo wodę, a następnie rozpuszczony cukier i masło. Ciasto trzeba wyrabiać około 10 minut - wtedy ładniej rośnie. Po wyrobieniu przekładamy je do miski wysmarowanej oliwą - zwykłą słonecznikową, żeby nie zabiła nam zapachu masła. Miskę przykrywamy folią spożywczą i odstawiamy do wyrośnięcia na 1 godzinę, albo na całą noc do lodówki ( ten sposób jest bardzo przydatny ! ja tak robię najczęściej ). Następnie ciasto należy ponownie wyrobić i uformować pożądany kształt. Ja osobiście uwielbiam okrągłe bochenki, ale z powodzeniem można zrobić podłużne ciasto. Osobiście korzystam z porad Dan'a Lepard'a z Wypiekanie chleba krok po kroku dzięki któremu już powoli dochodzę do kształtu idealnego) Po uformowaniu bochenka należy go odstawić do wyrośnięcia na ok. 1 godz. W tym czasie nagrzać piekarnik do 190 st. C. Mój piekarnik nie ma takiej opcji - ma od razu 195 st. więc nagrzewam do do 180 st. i na ostatnie 5-10 minut podnoszę temperaturę.
Chleb pieczemy ok 45-55 minut, do momentu aż pukając w spód bochenka nie usłyszymy głuchego odgłosu.
Pozostałe masło roztapiamy i smarujemy nim świeżo upieczony chleb - dzięki temu smakuje nieziemsko!
Smacznego !
wtorek, 29 maja 2012
11. Cynamonowo.
Ostatnio zauważyłam u siebie niezwykły pociąg do cynamonu. Co ciekawe cynamon kojarzy się raczej z zimą, a mnie osobiście z Bożym Narodzeniem, no ale... pojawił się i nie opuszczał mnie aż do czasu, gdy w końcu upiekłam idealne bułeczki z cynamonem. Doszłam do tego oczywiście drogą prób i błędów - wcześniejsze wyszły bardziej jak ślimaczki z cynamonem, w dodatku ciasto było bardziej kruche niż drożdżowe. Ale udało się! Idealnie miękkie ciasto, nawet na drugi dzień, nadzienie cudownie cynamonowe i nie za słodkie, co było również zgubne gdyż skusiłam się na więcej niż jedną, przepisową bułeczkę ! I tym razem nie zawiodła mnie Dorota, której przepisy są bezbłędne. Przepis podaję więc za moją mentorką i guru w kwestii słodkości.
Aha i ostrzegam - to jest zaraźliwe i uzależniające.
Przyjemnego wieczoru!
Składniki na 20 bułeczek:
- 600 g mąki pszennej
- 100 g cukru (dałam 70 g, wg mnie tyle wystarczy)
- pół łyżeczki soli
- 21 g suchych drożdży lub 42 g drożdży świeżych
- 100 g masła
- 400 ml mleka
- 2 jajka
Na nadzienie:
- 150 g bardzo miękkiego masła (ja rozpuściłam masło więc zużyłam tylko 90 g)
- 150 g cukru (dałam 120 g)
- 1,5 łyżeczki cynamonu
Na glazurę (niekoniecznie):
- 1 jajko
W
dużym naczyniu wymieszać mąkę, cukier, sól, drożdże. Masło rozpuścić,
wymieszać z mlekiem i roztrzepanym jajkiem. Połączyć z mąką. Wymieszać
dobrze i zagnieść (ręcznie lub mikserem). Ciasto powinno być gładkie i
sprężyste (moje się nieco kleiło, dodałam więc kilka łyżek mąki).
Przykryć i odstawić do wyrośnięcia na 25 minut.
Po
tym czasie z ciasta ująć 1/3 i rozwałkować na wymiar formy, czyli 33 x
24 cm (uprzednio wyłożonej papierem). To będzie spód naszych bułeczek.
Pozostałe ciasto rozwałkować na prostokąt o wymiarach 50 x 25 cm.
W
międzyczasie wszystkie składniki nadzienia wymieszać w naczyniu. Moje
masło nie było na tyle miękkie, by nim smarować surowe ciasto, wiec je
roztopiłam, zużyłam wtedy jednak mniej masła.
Przygotowany
prostokąt posmarować nadzieniem, następnie zwinąć wzdłuż dłuższego
boku, na kształt długiej kiełbaski. Ostrym nożem pokroić na 2 cm
kawałki. Ułożyć je częścią rozciętą na blaszce (a konkretnie na spodzie z
ciasta). Powinno wyjść około 20 kawałków. Nie martwić się, jeśli nie
zetkną się ze sobą, zrobią to podczas rośnięcia i w piekarniku. Ważne,
by były symetrycznie rozłożone. Pozostawić do napuszenia na 15 minut.
Napuszone
bułeczki posmarować roztrzepanym jajkiem i piec około 20 - 25 minut w
temperaturze 230ºC, jeśli będą zbyt szybko 'łapać' kolor - przykryć od
góry folia aluminiową - ja osobiście zmniejszyłam temperaturę i piekłam bułeczki w 200C.
Podawać ciepłe.
P.S. A oto mój nowy nabytek, co oznacza, że wkraczamy na wyższy poziom :) pod opieką Julii Child.
niedziela, 13 maja 2012
10. Czy "Wiem co jem" i na dodatek jak?
Otrzymałam propozycję wzięcia udziału w TAG'u "Wiem co jem" od Jasmine. Z przyjemnością do niego dołączam z racji tego, że zazwyczaj wiem co jem i dlaczego :)
Oto zasady:
Pytania:
1. Czy uważasz, że odżywiasz się zdrowo?
2. Czy zwracasz uwagę na skład produktów spożywczych? Jeśli tak, to jakich składników unikasz?
3. Jesz dużo owoców i warzyw?
4. Czy kiedykolwiek się odchudzałaś? Na jakiej diecie? Zamierzasz się odchudzać w przyszłości?
5. Czy czujesz się dobrze w swoim ciele?
6. Jaka jest twoja ulubiona potrawa?
7. Czy lubisz gotować?
8. Co chciałabyś wyeliminować z diety, a co do niej wprowadzić i dlaczego?
9. Czego nie możesz przełknąć a co mogłabyś jeść cały czas?
10.Ile posiłków jesz dziennie?
11.Wypijasz odpowiednią ilość wody? ( min. 8 szklanek dziennie) ?
Na dokładkę możecie polecić jakiś zdrowy prosty przepis, przekąskę czy coś w tym stylu :)
I odpowiedzi:
1. Czy uważasz, że odżywiasz się zdrowo?
Hmm, to zależy. Będąc w domu i polegając na swojej kuchni - TAK. Będąc gościem - NIE. Niestety... Moja osobista prywatna dieta pełna jest błonnika, warzyw i owoców. Właściwie nie jem białego pieczywa, nie piekę ciast z białej mąki itd. Jednak będąc gościem trudno wymagać żeby dla nas specjalnie przygotowali posiłek.I tak oto zapycham się kluskami, pyzami, sosem, karkówkami, kopertami z serem i dosładzaną surówką. Ale staram się!
2. Czy zwracasz uwagę na skład produktów spożywczych? Jeśli tak, to jakich składników unikasz?
Zwracam uwagę, czasem jest to wręcz irytujące dla osób towarzyszących mi na zakupach, gdyż trwają one zazwyczaj o połowę dłużej niż normalne :) Unikam przede wszystkim cukru - i to pod każdą postacią, ale również zwracam uwagę na gumę guar, mączkę chlebka świętojańskiego i tego typu ulepszacze.
3. Jesz dużo owoców i warzyw?
Zdecydowanie więcej niż zimą. Staram się by mój talerz w połowie wypełniony był warzywami, ale nie tymi bogatymi w węglowodany - gotowany burak, gotowana marchew, ziemniaki -ale przede wszystkim zielonymi i surowymi. Owoce są dla mnie przekąską między głównymi daniami, ale i tu zwracam uwagę na ilość cukru.
4. Czy kiedykolwiek się odchudzałaś? Na jakiej diecie? Zamierzasz się odchudzać w przyszłości?
Ojj i tu mógłby się zacząć wielogodzinny monolog w dodatku z morałem. Odchudzałam się przez 2 lata bardzo intensywnie, aż do tego stopnia, że mój wygląd odstraszał - czyt. głodziłam się. Obecnie przechodzę etap, który ja nazywam odbiciem tzn. mój organizm magazynuje i nie chce oddać :) Próbowałam już wszystkich możliwych diet świata - ale nawróciłam się po prostu na zdrowe odżywianie. Czy zamierzam się odchudzać? Nie, chcę tylko jeść zdrowo, ruszać się codziennie i przy okazji zgubić zbędne kilogramy - nie zamierzam się już więcej katować.
5. Czy czujesz się dobrze w swoim ciele?
Niestety nie. Ma to związek niestety z moimi problemami. Będąc w przeszłości "wybiegowym" chudzielcem, trudno teraz zaakceptować swój całkiem normalny rozmiar 38-40. Trzeba stale nad tym pracować.
6. Jaka jest twoja ulubiona potrawa?
Co ciekawe nie posiadam ulubionej potrawy. Moje smaki zmieniają się jak kobiecie w ciąży :) Dzisiaj moją ulubioną potrawą jest coś nadzwyczaj prostego - pachnące i ciepłe od słońca pomidory, prawdziwa! mozzarella, oliwa z oliwek, bazylia i świeżo mielony pieprz. Do tego pełnoziarniste, ciężkie pieczywo na zakwasie i kieliszek białego wina. Czy może być coś piękniejszego?
7. Czy lubisz gotować?
Kocham ! To jedyna czynność ( no może nie jedyna :)), której oddaję się z zapałem 24 h na dobę. Moją pasję odkryłam już 6 lat temu i sukcesywnie się ona pogłębia. A wszystko przez Nigellę Lawson i Jamiego Olivera.
8. Co chciałabyś wyeliminować z diety, a co do niej wprowadzić i dlaczego?
Słodycze, chciałabym wyeliminować słodycze. Niestety udało mi się z tymi gotowymi, ale ciasta i torty... rozkładam na ich widok ręce i ogłaszam kapitulację. Dlaczego chciałabym je wyeliminować? Bo są niezdrowe :) albo zastąpić je czymś, co chociaż ma jakieś dobroczynne właściwości.
A co chciałabym wprowadzić? Owoce morza i więcej ryb - ale to w pierwszej kolejności muszę napaść na bank, gdyż ich ceny są powalające.
9. Czego nie możesz przełknąć a co mogłabyś jeść cały czas?
Nie mogę przełknąć jeżowców, widziałam jak Włosi spożywają je na plaży - bezpośrednio po połowie. Jak dla mnie - odrażające. A co mogłabym jeść przez cały czas? Chyba nie ma czegoś takiego, bo nawet ukochana czekolada po zjedzeniu całej tabliczki wydaje się odrażająca.
10.Ile posiłków jesz dziennie?
Jem 3 posiłki większe - śniadanie, lunch i obiadokolację. W między czasie dwie małe przekąski.
11.Wypijasz odpowiednią ilość wody? ( min. 8 szklanek dziennie) ?
Tego właśnie nie wiem. Może i bym się w tych 8 szklankach zmieściła - 2/3 herbaty ( zielona lub czerwona), kawa, dwa razy sok warzywny, więc może się zmieszczę :)
To by było na tyle mojego trochę przydługiego wywodu na temat tego co jem.Mogłabym i więcej, ale kto to wtedy przeczyta :)
Muszę otagować 5 osób - mam nadzieję, że skorzystają z mojego zaproszenia. Oto one:
Xandir85
mencooker
IloveBake
GotujeBoLubi
Margarytka
P.S. Są tu fani Sophie Dahl? Bo jeśli tak to już niedługo podzielę się z wami moimi wrażeniami na temat kolejnego przepisu z jej książki.
Oto zasady:
1. Napisz, kto Cię otagował i przedstaw zasady
2. Zamieść banner i odpowiedz na pytania
3. Otaguj kolejne 5 osób :)
1. Czy uważasz, że odżywiasz się zdrowo?
2. Czy zwracasz uwagę na skład produktów spożywczych? Jeśli tak, to jakich składników unikasz?
3. Jesz dużo owoców i warzyw?
4. Czy kiedykolwiek się odchudzałaś? Na jakiej diecie? Zamierzasz się odchudzać w przyszłości?
5. Czy czujesz się dobrze w swoim ciele?
6. Jaka jest twoja ulubiona potrawa?
7. Czy lubisz gotować?
8. Co chciałabyś wyeliminować z diety, a co do niej wprowadzić i dlaczego?
9. Czego nie możesz przełknąć a co mogłabyś jeść cały czas?
10.Ile posiłków jesz dziennie?
11.Wypijasz odpowiednią ilość wody? ( min. 8 szklanek dziennie) ?
Na dokładkę możecie polecić jakiś zdrowy prosty przepis, przekąskę czy coś w tym stylu :)
I odpowiedzi:
1. Czy uważasz, że odżywiasz się zdrowo?
Hmm, to zależy. Będąc w domu i polegając na swojej kuchni - TAK. Będąc gościem - NIE. Niestety... Moja osobista prywatna dieta pełna jest błonnika, warzyw i owoców. Właściwie nie jem białego pieczywa, nie piekę ciast z białej mąki itd. Jednak będąc gościem trudno wymagać żeby dla nas specjalnie przygotowali posiłek.I tak oto zapycham się kluskami, pyzami, sosem, karkówkami, kopertami z serem i dosładzaną surówką. Ale staram się!
2. Czy zwracasz uwagę na skład produktów spożywczych? Jeśli tak, to jakich składników unikasz?
Zwracam uwagę, czasem jest to wręcz irytujące dla osób towarzyszących mi na zakupach, gdyż trwają one zazwyczaj o połowę dłużej niż normalne :) Unikam przede wszystkim cukru - i to pod każdą postacią, ale również zwracam uwagę na gumę guar, mączkę chlebka świętojańskiego i tego typu ulepszacze.
3. Jesz dużo owoców i warzyw?
Zdecydowanie więcej niż zimą. Staram się by mój talerz w połowie wypełniony był warzywami, ale nie tymi bogatymi w węglowodany - gotowany burak, gotowana marchew, ziemniaki -ale przede wszystkim zielonymi i surowymi. Owoce są dla mnie przekąską między głównymi daniami, ale i tu zwracam uwagę na ilość cukru.
4. Czy kiedykolwiek się odchudzałaś? Na jakiej diecie? Zamierzasz się odchudzać w przyszłości?
Ojj i tu mógłby się zacząć wielogodzinny monolog w dodatku z morałem. Odchudzałam się przez 2 lata bardzo intensywnie, aż do tego stopnia, że mój wygląd odstraszał - czyt. głodziłam się. Obecnie przechodzę etap, który ja nazywam odbiciem tzn. mój organizm magazynuje i nie chce oddać :) Próbowałam już wszystkich możliwych diet świata - ale nawróciłam się po prostu na zdrowe odżywianie. Czy zamierzam się odchudzać? Nie, chcę tylko jeść zdrowo, ruszać się codziennie i przy okazji zgubić zbędne kilogramy - nie zamierzam się już więcej katować.
5. Czy czujesz się dobrze w swoim ciele?
Niestety nie. Ma to związek niestety z moimi problemami. Będąc w przeszłości "wybiegowym" chudzielcem, trudno teraz zaakceptować swój całkiem normalny rozmiar 38-40. Trzeba stale nad tym pracować.
6. Jaka jest twoja ulubiona potrawa?
Co ciekawe nie posiadam ulubionej potrawy. Moje smaki zmieniają się jak kobiecie w ciąży :) Dzisiaj moją ulubioną potrawą jest coś nadzwyczaj prostego - pachnące i ciepłe od słońca pomidory, prawdziwa! mozzarella, oliwa z oliwek, bazylia i świeżo mielony pieprz. Do tego pełnoziarniste, ciężkie pieczywo na zakwasie i kieliszek białego wina. Czy może być coś piękniejszego?
7. Czy lubisz gotować?
Kocham ! To jedyna czynność ( no może nie jedyna :)), której oddaję się z zapałem 24 h na dobę. Moją pasję odkryłam już 6 lat temu i sukcesywnie się ona pogłębia. A wszystko przez Nigellę Lawson i Jamiego Olivera.
8. Co chciałabyś wyeliminować z diety, a co do niej wprowadzić i dlaczego?
Słodycze, chciałabym wyeliminować słodycze. Niestety udało mi się z tymi gotowymi, ale ciasta i torty... rozkładam na ich widok ręce i ogłaszam kapitulację. Dlaczego chciałabym je wyeliminować? Bo są niezdrowe :) albo zastąpić je czymś, co chociaż ma jakieś dobroczynne właściwości.
A co chciałabym wprowadzić? Owoce morza i więcej ryb - ale to w pierwszej kolejności muszę napaść na bank, gdyż ich ceny są powalające.
9. Czego nie możesz przełknąć a co mogłabyś jeść cały czas?
Nie mogę przełknąć jeżowców, widziałam jak Włosi spożywają je na plaży - bezpośrednio po połowie. Jak dla mnie - odrażające. A co mogłabym jeść przez cały czas? Chyba nie ma czegoś takiego, bo nawet ukochana czekolada po zjedzeniu całej tabliczki wydaje się odrażająca.
10.Ile posiłków jesz dziennie?
Jem 3 posiłki większe - śniadanie, lunch i obiadokolację. W między czasie dwie małe przekąski.
11.Wypijasz odpowiednią ilość wody? ( min. 8 szklanek dziennie) ?
Tego właśnie nie wiem. Może i bym się w tych 8 szklankach zmieściła - 2/3 herbaty ( zielona lub czerwona), kawa, dwa razy sok warzywny, więc może się zmieszczę :)
To by było na tyle mojego trochę przydługiego wywodu na temat tego co jem.Mogłabym i więcej, ale kto to wtedy przeczyta :)
Muszę otagować 5 osób - mam nadzieję, że skorzystają z mojego zaproszenia. Oto one:
Xandir85
mencooker
IloveBake
GotujeBoLubi
Margarytka
P.S. Są tu fani Sophie Dahl? Bo jeśli tak to już niedługo podzielę się z wami moimi wrażeniami na temat kolejnego przepisu z jej książki.
środa, 9 maja 2012
09. Dwudawniowo.
Obiecałam, że nie będę się usprawiedliwiać, ale... Z dezercją koniec! Nastał czas nowalijek i aż ręce mi się rwą do gotowania ! Już nawet w pracy obmyślam strategię iście wojenną - co zrobić na obiad. A łatwe to nie jest - ma być smacznie, wiosennie i lekko, gdyż baardzo długi weekend obfitował w ciężkie, polskie jedzenie, inspirowane
Wczorajszy obiad powstał z kilku inspiracji: Julią Child, nowo odkrytym blogiem i Ekonomią Gastronomii. Jednak po kolei: wolny czas, którego miałam całkiem sporo w dłuugi weekend, spędzałam w dużej mierze w towarzystwie "Mojego życia we Francji" Julii Child. Opisywane przez nią dania są tak sugestywne, że wciąż czułam głód! Toteż zaplanowałam zapragnęłam zrobić coś francuskiego, ale nie tak pracochłonnego jak Julia, gdyż Mój Mężczyzna umarłby z głodu. Buszując po blogach trafiłam na Cooking&eating, gdzie ujrzałam fantastyczne croque madame, czyż nie brzmi na wskroś francusko? Miałam więc już danie główne, chociaż tak prawdę mówiąc jest to danie śniadaniowe, ale nie wytrzymałabym do śniadania ! Pozostała jeszcze kwestia dania pierwszego i przecieru pomidorowego w kartoniku w dużych ilościach. Ucząc się oszczędności i wykorzystywania wszystkiego co mam w lodówce - wyczarowałam pomidorową, prawie zwykłą, ale bez rosołu. Do tego zużyłam "walające się" po szafce opakowanie macy, która z pomocą niewielu dodatków, zamieniła się w kulki do zupy. Ale dość gadania, czas na przepisy !
Danie pierwsze:
ZUPA POMIDOROWA Z KULKA Z MACY
2 małe marchewki ( mogą być młode, wtedy zupa będzie miała słodszy smak)
2 łodygi selera naciowego
kawałek selera korzeniowego
pół średniej cebuli
250 ml przecieru pomidorowego z kartonika
sól, pieprz, liść laurowy, lubczyk, czubryca zielona, oregano,
1 łyżka oliwy
woda
dodatki: pół ząbka czosnku, pietruszka zielona, bazylia
Wszystkie warzywa obrać, umyć i pokroić możliwie jak najdrobniej - nie trzeba się przejmować ich wyglądem, gdyż będą zmiksowane. Lekko podsmażyć na oliwie, a następnie zalać wodą i dodać przyprawy. Warzywa gotujemy do miękkości, następnie odcedzamy i miksujemy. Dodajemy je z powrotem do aromatycznego "rosołu" i dodajemy przecier pomidorowy. Całość doprowadzamy do wrzenia i gotujemy przez chwilę. Przed podaniem dodajemy starte pół ząbka czosnku i posypujemy zieloną pietruszką oraz świeżą bazylią.
KULKI Z MACY ( przepis pochodzi z książki Nigella gryzie)
100 g macy
30 g stopionego masła
1 jajko
3 łyżki wody lub rosołu
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
Mace mielimy w melakserze na drobne okruszki. W tym czasie ubijamy jajko. Do jajka dodajemy stopione masło, a następnie macę oraz wodę. Doprawiamy do smaku. Masa powinna być w miarę plastyczna. Odstawiamy do lodówki na godzinkę - ja odstawiłam na 15 minut i też się udało :)
Z masy formujemy kulki, które należy ugotować w osolonej wodzie. Gotowanie trwa ok. 4-5 minut.
Danie drugie:
CROQUE MADAME 4 porcje
* przepis odnalazłam tutaj
4 kromki chleba żytniego
4 jajka - najlepiej te mniejsze
2 plasterki szynki drobiowej
żółty ser
roztopione masło
1 łyżka mąki orkiszowej
1 łyżka masła
mleko
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
blaszka do muffinów
W pierwszej kolejności należy przygotować "koszyczki" dla jajek. Kromki chleba pozbawić skórek i rozwałkować na płasko - w oryginalnym przepisie używa sie chleba tostowego, bo bardzo się klei, ten użyty przeze mnie również się sprawdził. Każdą kromkę posmarować roztopionym masłem z obu stron. Kromkami chleba wyłożyć 4 otwory w blaszce do muffinów. Następnie należy przygotować szybki sos. Łyżkę masła rozpuścić w rondelku, a następnie dodać do niego łyżkę mąki. Powstanie nam rodzaj zasmażki, który należy rozprowadzić w mleku, aż uzyskamy odpowiednią konsystencję. Wtedy należy wszystko doprawić i możemy powrócić do przygotowywani croque madame. Do każdego koszyczka włożyć po kawałku szynki, a następnie wbić jajko. Polecam te mniejsze, gdyż z tych dużych zostaje sporo białka, a nic nie chcemy marnować! Następnie układamy po łyżce naszego sosu i posypujemy całość startym żółtym serem - oczywiście idealny byłby parmezan, ale może byc i zwykły żółty ser starty na tarce do skórki pomarańczowej.
Całość wstawiamy do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 stopni C na 15 minut.
Smacznego!
Wczorajszy obiad powstał z kilku inspiracji: Julią Child, nowo odkrytym blogiem i Ekonomią Gastronomii. Jednak po kolei: wolny czas, którego miałam całkiem sporo w dłuugi weekend, spędzałam w dużej mierze w towarzystwie "Mojego życia we Francji" Julii Child. Opisywane przez nią dania są tak sugestywne, że wciąż czułam głód! Toteż zaplanowałam zapragnęłam zrobić coś francuskiego, ale nie tak pracochłonnego jak Julia, gdyż Mój Mężczyzna umarłby z głodu. Buszując po blogach trafiłam na Cooking&eating, gdzie ujrzałam fantastyczne croque madame, czyż nie brzmi na wskroś francusko? Miałam więc już danie główne, chociaż tak prawdę mówiąc jest to danie śniadaniowe, ale nie wytrzymałabym do śniadania ! Pozostała jeszcze kwestia dania pierwszego i przecieru pomidorowego w kartoniku w dużych ilościach. Ucząc się oszczędności i wykorzystywania wszystkiego co mam w lodówce - wyczarowałam pomidorową, prawie zwykłą, ale bez rosołu. Do tego zużyłam "walające się" po szafce opakowanie macy, która z pomocą niewielu dodatków, zamieniła się w kulki do zupy. Ale dość gadania, czas na przepisy !
Danie pierwsze:
ZUPA POMIDOROWA Z KULKA Z MACY
2 małe marchewki ( mogą być młode, wtedy zupa będzie miała słodszy smak)
2 łodygi selera naciowego
kawałek selera korzeniowego
pół średniej cebuli
250 ml przecieru pomidorowego z kartonika
sól, pieprz, liść laurowy, lubczyk, czubryca zielona, oregano,
1 łyżka oliwy
woda
dodatki: pół ząbka czosnku, pietruszka zielona, bazylia
Wszystkie warzywa obrać, umyć i pokroić możliwie jak najdrobniej - nie trzeba się przejmować ich wyglądem, gdyż będą zmiksowane. Lekko podsmażyć na oliwie, a następnie zalać wodą i dodać przyprawy. Warzywa gotujemy do miękkości, następnie odcedzamy i miksujemy. Dodajemy je z powrotem do aromatycznego "rosołu" i dodajemy przecier pomidorowy. Całość doprowadzamy do wrzenia i gotujemy przez chwilę. Przed podaniem dodajemy starte pół ząbka czosnku i posypujemy zieloną pietruszką oraz świeżą bazylią.
KULKI Z MACY ( przepis pochodzi z książki Nigella gryzie)
100 g macy
30 g stopionego masła
1 jajko
3 łyżki wody lub rosołu
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
Mace mielimy w melakserze na drobne okruszki. W tym czasie ubijamy jajko. Do jajka dodajemy stopione masło, a następnie macę oraz wodę. Doprawiamy do smaku. Masa powinna być w miarę plastyczna. Odstawiamy do lodówki na godzinkę - ja odstawiłam na 15 minut i też się udało :)
Z masy formujemy kulki, które należy ugotować w osolonej wodzie. Gotowanie trwa ok. 4-5 minut.
Danie drugie:
CROQUE MADAME 4 porcje
* przepis odnalazłam tutaj
4 kromki chleba żytniego
4 jajka - najlepiej te mniejsze
2 plasterki szynki drobiowej
żółty ser
roztopione masło
1 łyżka mąki orkiszowej
1 łyżka masła
mleko
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
blaszka do muffinów
W pierwszej kolejności należy przygotować "koszyczki" dla jajek. Kromki chleba pozbawić skórek i rozwałkować na płasko - w oryginalnym przepisie używa sie chleba tostowego, bo bardzo się klei, ten użyty przeze mnie również się sprawdził. Każdą kromkę posmarować roztopionym masłem z obu stron. Kromkami chleba wyłożyć 4 otwory w blaszce do muffinów. Następnie należy przygotować szybki sos. Łyżkę masła rozpuścić w rondelku, a następnie dodać do niego łyżkę mąki. Powstanie nam rodzaj zasmażki, który należy rozprowadzić w mleku, aż uzyskamy odpowiednią konsystencję. Wtedy należy wszystko doprawić i możemy powrócić do przygotowywani croque madame. Do każdego koszyczka włożyć po kawałku szynki, a następnie wbić jajko. Polecam te mniejsze, gdyż z tych dużych zostaje sporo białka, a nic nie chcemy marnować! Następnie układamy po łyżce naszego sosu i posypujemy całość startym żółtym serem - oczywiście idealny byłby parmezan, ale może byc i zwykły żółty ser starty na tarce do skórki pomarańczowej.
Całość wstawiamy do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 stopni C na 15 minut.
Smacznego!
piątek, 24 lutego 2012
08. A na śniadanie...
Wciąż sobie powtarzam, że będę bardziej systematyczna. Ale jakoś mi nie wychodzi, zupełnie. Przepisów się nazbierało na co najmniej 5 notek. Zacznijmy jednak od początku...
Uwielbiam zapach pieczonego chleba o poranku, jestem łatwym łupem dla piekarnii, bo jeszcze nigdy nie udało mi się przejść obok nich obojętnie. Jednak, czy jest coś piękniejszego niż zapach przypieczonej skórki żytniego chleba, albo zapach orkiszowych bułek? Skuszona - nie tylko wyrobami piekarniczymi, ale i prozdrowotnym stylem życia - upiekłam własne bułki.
Nic nie pobije ich zapachu - trzeba oddać, że połączenie sera i oregano daje tu efekt fenomenalny - cały dom pachnie jak włoska trattoria! Koniecznie trzeba spróbować!
Orkiszowe bułki z serem i oregano.
Uwielbiam zapach pieczonego chleba o poranku, jestem łatwym łupem dla piekarnii, bo jeszcze nigdy nie udało mi się przejść obok nich obojętnie. Jednak, czy jest coś piękniejszego niż zapach przypieczonej skórki żytniego chleba, albo zapach orkiszowych bułek? Skuszona - nie tylko wyrobami piekarniczymi, ale i prozdrowotnym stylem życia - upiekłam własne bułki.
Nic nie pobije ich zapachu - trzeba oddać, że połączenie sera i oregano daje tu efekt fenomenalny - cały dom pachnie jak włoska trattoria! Koniecznie trzeba spróbować!
Orkiszowe bułki z serem i oregano.
*Przepis pochodzi z bloga funandtaste.blogspot.com 500 g mąki orkiszowej razowej
300 ml ciepłej wody
2 łyżeczki suchych drożdży
1,5 łyżki suchego oregano
100 g startego żółtego sera
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżeczka soli
Do dużej miski wsypać mąke, drożdże i dobrze wymieszać. Dodać oregano i sól i ponownie wymieszać.Wlać wodę oraz oliwę i wyrobić gładkie ciasto. Przekładamy je na blat roboczy,wyrabiamy. Rękami rozciągamy ciasto na kształt kwadratu, na którym układamy żółty ser. Zagniatamy ciasto ponownie i wyrabiamy. Czynność powtarzamy, aż do wyrobienia całego żółtego sera. Odstawiamy na 10 min. by ciasto podrosło. Po tym czasie ponownie wyrabiamy i formujemy wałek. Tniemy go na 10 części i z każdej formujemy bułkę. Ponownie odstawiamy bułki do wyrośnięcia na 40 minut.Pieczemy ok. 20 minut w temp. 180C
Smacznego!
wtorek, 24 stycznia 2012
07. Leniwa niedziela
Uwielbiam gotować w niedzielę. Mogę odciąć się wtedy od innych zajęć, od codziennego pośpiechu. Szczególnie gotowanie w deszczowe niedziele ma niespotykany urok. Nic nie działa bardziej odprężająco niż bulgoczący garnek pełen smakowitych zapachów.
Do tego przepisu natchnął mnie garnek kupiony dzień wcześniej - ciężki i żeliwny. Marzyłam o nim od dawna, a ostatnio mam dobrą passę jeśli chodzi o spełnianie marzeń, więc i on się pojawił.
Przepis nie jest skomplikowany, ba! pochodzi od mojej ulubienicy - Nigelli, która nawet w leniwe niedziele nie lubi się przemęczać. Starałam się jak najdokładniej trzymać oryginału, ale... Nie dodaję do jedzenia cukru, a w przepisie jest - ja pominęłam. Odrobina inwencji się przydała, bo danie wyszło wyśmienite. Zapewne pomógł też Richard Galliano i jego akordeon, który niezmiennie mnie zachwyca.
Richard Galliano "Waltz for Nicky"
Pulpety z indyka w sosie pomidorowym
( przepis pochodzi z Kuchni Nigelli Lawson)
*podaję składniki na 4 porcje
Sos pomidorowy
1 cebula
2 łodygi selera naciowego
ząbek czosnku
tymianek
puszka pokrojonych pomidorów
ciepła woda
pieprz, sól morska
Pulpety
250 g mielonego mięsa z indyka
łyżeczka musztardy Dijon
3 łyżki tartego Parmezanu
3 łyżki bułki tartej - najlepiej własnej produkcji
1 jajko
łyżka posiekanego selera naciowego i cebuli
tymianek
sól, odrobina pieprzu
W pierwszej kolejności przygotowujemy sos. Należy zmiksować cebulę z selerem naciowym bardzo dokładnie - 1 łyżkę warzyw odkładamy do mięsa na pulpety. W dużym garnku rozgrzać oliwę z ząbkiem czosnku, kiedy zacznie się rumienić - usuwamy go. Do garnka dodajemy seler z cebulą oraz łyżeczkę tymianku. Dusimy na niewielkim ogniu przez ok. 10 minut. Następnie dodajemy puszkę pomidorów. Do puszki wlewamy ciepłą wodę, aż po brzeg i również dodajemy do garnka.
Doprawiamy ( w tym miejscu Nigella zaleca dodać łyżeczkę cukru, ale dla mnie jest ona zbędna).
W czasie gotowania sosu przygotowujemy pulpety. Mięso łączymy z posiekaną cebulą i selerem oraz z pozostałymi składnikami. Delikatnie wyrabiamy rękoma i formujemy kulki. Nie ma określonej wielkości, tutaj panuje zupełna dowolność. Sprawdzamy, czy sos pomidorowy jest doprawiony - należy to zrobić teraz, gdyż później nie będzie go można mocno wymieszać. Następnie wkładamy ostrożnie pulpety. Całość należy gotowa jeszcze ok 30 minut. Przed podaniem całość posypać natką pietruszki.
Ja swoje pulpety podałam z kaszą pęczak i surówką Jamie'go Oliver'a z czerwonej kapusty.
Smacznego!
Do tego przepisu natchnął mnie garnek kupiony dzień wcześniej - ciężki i żeliwny. Marzyłam o nim od dawna, a ostatnio mam dobrą passę jeśli chodzi o spełnianie marzeń, więc i on się pojawił.
Przepis nie jest skomplikowany, ba! pochodzi od mojej ulubienicy - Nigelli, która nawet w leniwe niedziele nie lubi się przemęczać. Starałam się jak najdokładniej trzymać oryginału, ale... Nie dodaję do jedzenia cukru, a w przepisie jest - ja pominęłam. Odrobina inwencji się przydała, bo danie wyszło wyśmienite. Zapewne pomógł też Richard Galliano i jego akordeon, który niezmiennie mnie zachwyca.
Richard Galliano "Waltz for Nicky"
Pulpety z indyka w sosie pomidorowym
( przepis pochodzi z Kuchni Nigelli Lawson)
*podaję składniki na 4 porcje
Sos pomidorowy
1 cebula
2 łodygi selera naciowego
ząbek czosnku
tymianek
puszka pokrojonych pomidorów
ciepła woda
pieprz, sól morska
Pulpety
250 g mielonego mięsa z indyka
łyżeczka musztardy Dijon
3 łyżki tartego Parmezanu
3 łyżki bułki tartej - najlepiej własnej produkcji
1 jajko
łyżka posiekanego selera naciowego i cebuli
tymianek
sól, odrobina pieprzu
W pierwszej kolejności przygotowujemy sos. Należy zmiksować cebulę z selerem naciowym bardzo dokładnie - 1 łyżkę warzyw odkładamy do mięsa na pulpety. W dużym garnku rozgrzać oliwę z ząbkiem czosnku, kiedy zacznie się rumienić - usuwamy go. Do garnka dodajemy seler z cebulą oraz łyżeczkę tymianku. Dusimy na niewielkim ogniu przez ok. 10 minut. Następnie dodajemy puszkę pomidorów. Do puszki wlewamy ciepłą wodę, aż po brzeg i również dodajemy do garnka.
Doprawiamy ( w tym miejscu Nigella zaleca dodać łyżeczkę cukru, ale dla mnie jest ona zbędna).
W czasie gotowania sosu przygotowujemy pulpety. Mięso łączymy z posiekaną cebulą i selerem oraz z pozostałymi składnikami. Delikatnie wyrabiamy rękoma i formujemy kulki. Nie ma określonej wielkości, tutaj panuje zupełna dowolność. Sprawdzamy, czy sos pomidorowy jest doprawiony - należy to zrobić teraz, gdyż później nie będzie go można mocno wymieszać. Następnie wkładamy ostrożnie pulpety. Całość należy gotowa jeszcze ok 30 minut. Przed podaniem całość posypać natką pietruszki.
Ja swoje pulpety podałam z kaszą pęczak i surówką Jamie'go Oliver'a z czerwonej kapusty.
Smacznego!
środa, 18 stycznia 2012
06. W duchu Sophie Dahl
Znikanie to ponoć moja specjalność, choć ostatnio znikam jedynie z bloga. To, że mnie tu nie ma nie oznacza, że zaprzestałam kuchennych wojaży. Jedynie czasu mi brak na umieszczanie przepisów na blogu.
Obiecałam umieścić kolejny przepis Sophie Dahl, przepis na pieczone jabłka. Muszę przyznać, że zaskoczyły mnie swoim niesamowitym smakiem, ale i słodkością. Z przyzwyczajenia zmniejszam ilość cukru, a i tak jabłka były bardzo słodkie. Polecam je każdemu, kto kocha zimowe wieczory przy kominku z grzanym winem, bo do tego pasują idealnie. A że śnieg zaczął padać w Wielkopolsce, to nic tylko podkasać rękawy i wyczarować te małe cudeńka w 30 minut.
Pieczone jabłka
4 jabłka - duże i twarde
30 g brązowego cukru
orzechy - ja użyłam płatków migdałów
rodzynki - w moim przypadku pół na pół z żurawiną
1 łyżka masła
skórka z pomarańczy
skórka z cytryny
cynamon
Piekarnik nagrzewamy do 180 st. C
Wszystkie składniki należy wymieszać ze sobą i napełnić nimi wydrążone jabłka. Układamy na blasze i wkładamy do piekarnika na 30-40 minut.
Po wyjęciu z pieca powinny być błyszczące i pachnieć oszałamiające - ale odczekajmy chwilkę, aż przestygną.
Smacznego!
P.S. Sophie nadal będzie mi towarzyszyć - ramię w ramię z Jamie Oliverem.
Obiecałam umieścić kolejny przepis Sophie Dahl, przepis na pieczone jabłka. Muszę przyznać, że zaskoczyły mnie swoim niesamowitym smakiem, ale i słodkością. Z przyzwyczajenia zmniejszam ilość cukru, a i tak jabłka były bardzo słodkie. Polecam je każdemu, kto kocha zimowe wieczory przy kominku z grzanym winem, bo do tego pasują idealnie. A że śnieg zaczął padać w Wielkopolsce, to nic tylko podkasać rękawy i wyczarować te małe cudeńka w 30 minut.
Pieczone jabłka
4 jabłka - duże i twarde
30 g brązowego cukru
orzechy - ja użyłam płatków migdałów
rodzynki - w moim przypadku pół na pół z żurawiną
1 łyżka masła
skórka z pomarańczy
skórka z cytryny
cynamon
Piekarnik nagrzewamy do 180 st. C
Wszystkie składniki należy wymieszać ze sobą i napełnić nimi wydrążone jabłka. Układamy na blasze i wkładamy do piekarnika na 30-40 minut.
Po wyjęciu z pieca powinny być błyszczące i pachnieć oszałamiające - ale odczekajmy chwilkę, aż przestygną.
Smacznego!
P.S. Sophie nadal będzie mi towarzyszyć - ramię w ramię z Jamie Oliverem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)