czwartek, 31 stycznia 2013

Bo kto nie lubi muffinek?

Zima nas opuściła. Na termometrze znajdziemy +10 st. C co raczej zapowiada przyjście wiosny. Śnieg stopił się właściwie w ciągu dwóch dni pozostawiając po sobie smutne, brudne hałdy piasku. Cóż, chyba wolałam ten puszysty śnieg, niż deszcz, kałuże i chlapę. A co łączy się z deszczowymi dniami? Czyżby chandra? Niestety. Zmiana pogody nie służy również i mnie. Dlatego na pocieszenie proponuję muffiny - dla mnie bez cukru, dla pozostałych cukier dozwolony :)







Muffinki czekoladowo-bananowe

*przepis pochodzi z Kuchni Nigelli Lawson

3 bardzo dojrzałe banany, a nawet przejrzałe ( im bardziej brązowe, tym lepiej! )
125 ml oleju roślinnego
2 jajka
100 g jasnego cukru trzcinowego ( w mojej wersji cukru nie dodałam, banany były bardzo przejrzałe)
225 g mąki pszennej
3 łyżki kakao, przesiane
1 łyżeczka sody ( ja dałam 1/2 łyżeczki sody i taką samą ilość proszku do pieczenia

Piekarnik rozgrzewamy do 200 st. C. i formę do muffinek wykładamy papilotkami.
Rozgniatamy banany widelcem, albo za pomocą miksera. Do rozgniecionych owoców dodaj olej, a następnie jajka i cukier ( ten etap dobrze jest wykonać za pomocą miksera - lepiej się ubije). Suche składniki mieszamy w osobnej misce, a następnie łączymy z płynną mieszaniną - łączymy delikatnie i niezbyt dokładnie, w przeciwnym razie muffiny wyjdą bardzo zbite.

Ciasto przekładamy do papilotek, a następnie do piekarnika, gdzie powinny spędzić ok. 15-20 minut. Zarumienione - o ile to dostrzeżemy na ich ciemnych obliczach - wyjmujemy z pieca oraz z foremki i układamy na metalowej kratce by przestygły.
Muffinki są dobre w dniu pieczenia, ale równie smaczne są dnia następnego - o ile dotrwają :) !

Smacznego !












  

wtorek, 22 stycznia 2013

Elfickie cudeńko


Jestem fanką twórczości J.R.R. Tolkiena i przyznaję, że z niecierpliwością wyczekiwałam premiery Hobbita. Film absolutnie mnie usatysfakcjonował, chociaż mogłabym  już obejrzeć wszystkie trzy części pod rząd ( choć dwie nie są jeszcze nakręcone). Stworzeniami, które zawsze fascynowały mnie najbardziej były elfy. Reżyser oddał ich cudowny blask i niezwykły wygląd tak idealnie, że czułam się jak we własnej wyobraźni. Nie skupił się tylko na elfickim jedzeniu, ale znaleźli się inni, którzy o to zadbali. Słynne w Śródziemiu lembasy miały zaspokajając głód na długo, dostarczać energii już po małym kęsie, a na dodatek zachowywały świeżość przez kilka tygodni. I prezentowany dzisiaj przepis taki własnie jest: sycący, pełen dobrej energii, która uwalnia się powoli.




Lembas - elficki chleb
*przepis pochodzi z magazynu KUKBUK

2 jajka
2/3 szklanki brązowego cukru
100 g roztopionego masła
3 łyżki waniliowego serka homogenizowanego
1 szklanka mąki pełnoziarnistej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/4 łyżeczka sody
1/3 szklanki wiórków kokosowych
2 łyżki kandyzowanej skórki pomarańczowej
100 g czekolady gorzkiej
garść moreli
150 g orzechów laskowych
garść płatków migdałowych


 Piekarnik nastawiamy na 180 st. C. Topimy masło i odstawiamy do przestudzenia. Jajka należy utrzeć z cukrem na gładką i puszystą masę. Ciągle mieszając, masło, a następnie serek homogenizowany.
Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia i sodą. Delikatnie ubijając masę jajeczną dodajemy suche składniki, partiami. Następnie dodajemy posiekaną czekoladę, wiórki kokosowe, morele i posiekane orzechy laskowe. Najlepiej wmieszać je za pomocą metalowej łyżki. Ciasto przekładamy do keksówki wyłożonej papierem do pieczenia. Wierzch posypujemy płatkami migdałowymi i drugą częścią orzechów laskowych. 
Ciasto wstawiamy do piekarnika na ok. 40-50 minut. 
Smacznego!

niedziela, 20 stycznia 2013

Placki ziemniaczane w wersji light.

Zima trzyma nadal i powoduje, że mamy ochotę na ciepłe i domowe jedzenie. Z resztą warzywa kojarzące się z latem i słońcem smakują mizernie i wracam do polskich tradycji. Trzeba jedynie delikatnie zmodyfikować kaloryczności i już można się cieszyć smakiem moich najukochańszych placków ziemniaczanych. Dlaczego mówię o zmniejszeniu kaloryczności? Bo niestety placki ziemniaczane to bomba - mają ok. 600 kcal na porcję i Ci którzy ćwiczą wiedzą jak trudno je zrzucić ponownie :) Ten przepis wyszperałam z programu Rewolucje na talerzu, gdzie dwie przemiłe kobietki proponują odchudzone wersje ulubionych dań Polaków. Program wart obejrzenia!



A teraz przejdźmy do placków, które mają jedynie 250 kcal na porcję!


Pieczone placki ziemniaczane

1 kg ziemniaków
1 cebula
1/2 ząbka czosnku
1 łyżeczka majeranku
1 jajko
sól, pieprz
olej

Piekarnik nagrzewamy do 180 st. C. Ziemniaki obieramy i zcieramy na tarce o dużych oczkach. Cebulę również obieramy i zcieramy na małych oczkach. Ma to duże znaczenie, ponieważ nie chcemy używać mąki, a ziemniaki utarte w ten sposób nie wypuszczą tyle soku. Ziemniaki mieszamy z cebulą, majerankiem, pieprzem, solą oraz z jajkiem. Blachę wykładamy papierem do pieczenia, który smarujemy olejem za pomocą pędzelka. Rozkładamy placki na papierze - dość cienkie i delikatnie przyciskamy. Wstawiamy do piekarnika na 10-15 minut, jeśli placki się nie rumienią od góry - można je w połowie pieczenia przewrócić na drugą stronę.



Podajemy z kwaśną śmietaną, broń boże z cukrem! :)











wtorek, 15 stycznia 2013

Zimowo.

Zima całkowicie zapanowała w moim świecie. Daje się we znaki kierowcom, przechodniom i posiadaczom nieszczelnych okien. Ratujemy się ciepłymi herbatkami, miękkimi kocykami, świeczkami - wszystko żeby przetrwać ten śnieżny atak. A nic tak nie podnosi na duchu po 19 godzinach pracy jak zimowa, rozgrzewająca zupa. Przypomina trochę minestrone, albo dania nazywane u mnie w domu "jednogarnkowcami". Jest absolutnie niezbędna w mojej kuchni, gdy na dworze temperatura spada poniżej zera.




Zimowa zupa rozgrzewająca

2 marchewki ( wykorzystałam te z ugotowanego wcześniej bulionu)
1 korzeń pietruszki ( postąpiłam podobnie jak w przypadku marchewek)
1 łodyga selera naciowego
pół szalotki
ok. 1,5 l bulionu
300 g mięsa z udźca indyczego
puszka fasoli  - można wybrać dowolny rodzaj: u mnie to fasola Romana w ślicznym różowym kolorze
drobny makaron - 150 g
3 łyżki przecieru pomidorowego
cząber
tymianek
bazylia
pół ząbka czosnku
natka pietruszki
olej

Mięso z indyczego udźca kroimy na małe kawałki, wielkości kęsa. Seler naciowy oraz szalotkę siekamy drobno i podsmażamy na łyżce oleju. Gdy warzywa zmiękną - dodajemy mięso. Nie smażymy mięsa, więc tylko delikatnie mieszamy je z warzywami i dodajemy przyprawy: cząber, tymianek i pieprz. Całość zalewamy bulionem. Gotujemy ok. 10 minut, następnie dodajemy fasolę z puszki, którą wcześniej odsączyliśmy i wypłukaliśmy, oraz pokrojoną marchewkę i korzeń pietruszki. Gotujemy kolejne 10 minut oraz dodajemy czosnek, bazylię, przecier pomidorowy, no i oczywiście solimy. Na koniec dorzucamy makaron i gotujemy tak długo, jak zaleca producent na opakowaniu.
Całość mieszamy i ewentualnie korygujemy smak.
Podajemy w miseczkach, posypane zieloną natką pietruszki.
Smacznego !

piątek, 11 stycznia 2013

Sogno... biscotti!

Zawsze wydawało mi się, że pieczenie biscotii jest szalenie trudne, czasochłonne i energochłonne również. Te twarde ciastka z orzechami i bakaliami kusiły mnie od dawna, a jako że zafundowałam  sobie nową Nigellę w wersji włoskiej stwierdziłam, że: czemu nie? Okazały się zadziwiająco mało pracochłonne, łatwe i cudowne w smaku. Nie powiem, że nie są czasochłonne, bo są ale opłaca się im poświęcić tę godzinkę - smakiem rekompensują nam całą włożoną pracę.

Chciałam wspomnieć jeszcze krótko nt. książki Nigelli Nigellissima. Opinie są różne, a że posiadam w swoim zbiorze wszystkie książki owej Pani, trochę się już z nią oswoiłam. I przyznaję, że książka bardzo mi się podoba - przepisy są ciekawe, faktycznie zainspirowane Włochami, ale nie są kolejną wersją kuchni włoskiej. Zawsze lubiłam podejście Nigelli do gotowania ( no może z wyjątkiem tego bulionu w buteleczce, albo w kostce), więc może dlatego ta książka mnie nie rozczarowała. A pierwszy przepis - w mojej, troszkę zmodyfikowanej wersji - właśnie Wam  prezentuje. 


Biscotti
* przepis pochodzi z Nigellissimy, wersja zmodyfikowana przeze mnie

125 g mąki
1 duże jajko
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
70 g cukru
2 łyżki startej skórki z cytryny
50 g orzechów laskowych - posiekanych
20 g płatków migdałowych
50 g rodzynek - wcześniej namoczonych
ekstrakt waniliowy
szczypta gałki muszkatołowej

Piekarnik nagrzewamy do 180 st. C
Ubijamy jako z cukrem na puszystą, jasną masę. Następnie delikatnie dodajemy mąkę zmieszaną z proszkiem do pieczenia. Łączymy bardzo delikatnie łyżką, a następnie dodajemy otartą skórkę z cytryny oraz gałkę muszkatołową z ekstraktem. Na końcu dodajemy bakalie. 
Ciasto wykładamy na blat wysypany mąką - powinno być lekko klejące. Zagniatamy podłużny bochenek i przekładamy na wcześniej przygotowaną blachę, wyłożoną papierem do pieczenia. 
Bochenek pieczemy ok. 25-30 minut uważając, by się nie przypalił od spodu. Następnie wyjmujemy z piekarnika. Musimy odczekać, by stwardniał - to zajmie ok. 5 minut. Później kroimy pod kątem , na ukośne kawałki o grubości 1 cm - oczywiście mniej więcej. Wstawiamy ciastka ponownie do piekarnika na 10 minut. Po tym czasie obracamy biscotti i pozwalamy im się zrumienić jeszcze przez ok. 5-10 minut. 
Wyjmujemy z piekarnika  i odstawiamy na kratkę do wystygnięcia. 
Smakują cudownie maczane w kawie, albo w aromatycznej herbacie.

Smacznego !